Grand Prix Rosji, czwartq tegoroczna runda mistrzostw świata Formuły 1 padła łupem Valtteriego Bottasa. Dla Fina było to pierwsze zwycięstwo w karierze i dowód na to, że w kluczowych momentach można na nim polegać. Po udanym piątku i sobocie duży niesmak panuje w garażu Ferrari, które było tu faworytem do zwycięstwa. Po weekendzie w Rosji dochodzimy do wniosku, że tempo Scuderii i Mercedesa jest praktycznie identyczne, dlatego na mistrzostwo może liczyć kierowca, który popełni mniej błędów i póki co nie zapowiada się aby był to Lewis Hamilton. Red Bull pozostaje wyraźnie za czołową dwójką i powoli zaczyna dochodzić go Williams, który w końcu mógł pochwalić się dwoma samochodami na mecie. Równie solidnie trzyma się też Force India, które w Rosji zaliczyło czwarte podwójne punkty, czego nie można powiedzieć o Toro Rosso, Renualt czy Haasie. Tyły po raz kolejny zabezpieczał Sauber i McLaren.
W poprzednich analizach pisaliśmy, że Mercedes „przegrywał wygrane wyścigi”. Dzisiaj możemy pokusić się o stwierdzenie, że Bottas wyszarpał Ferrari pierwsze miejsce. Mercedesy odstawały od Scuderii przez cały weekend, głównie dzięki temu, że zawsze do szybkich okrążeń obu kierowców wkradały się błędy. Wynikały one głównie z nieodpowiednich ustawień, których inżynierowie Mercedesa być może nie potrafili znaleźć z uwagi na zbyt dużą ilość nowych części, których regularne wprowadzanie jest w tym momencie koniecznością. Niezależnie od tego w jakiej formie jest samochód, należy wykorzystywać jego mocne strony, co zdecydowanie zrobił na starcie Valtteri Bottas. Niestety, tego samego nie możemy powiedzieć o Lewisie Hamiltonie.
Bez względu na styl, w jakim Valtteri Bottas odniósł w Sochi zwycięstwo, należy mu się duży szacunek. Fin odbił się w pewnym sensie od dna po Grand Prix Bahrajnu, gdzie w końcówce został zmuszony do przepuszczenia Lewisa Hamiltona. Teraz to on odegrał rolę lidera zespołu, wykorzystał swoją szansę i zasłużenie odniósł pierwsze w karierze zwycięstwo. Popisał się fantastycznym startem i kontrolował do końca całe zawody, co przypominało postawę Nico Rosberga z poprzedniego sezonu. Zrobił to, co do niego należało, bez zbytniego szumu.
Od Lewisa Hamiltona oczekiwaliśmy w ten weekend trochę więcej. As Mercedesa w piątek ciężko pracował nad znalezieniem odpowiednich ustawień i najprawdopodobniej je znalazł, ponieważ w końcówce Q3 to właśnie on prezentował najlepsze tempo i gdyby nie słaby trzeci sektor ostatniego, szybkiego okrążenia, to właśnie jego oglądalibyśmy na pole position. Kolejnym błędem Lewisa, tak samo jak w Grand Prix Bahrajnu, był zbyt późny postój. Brytyjczyk zjechał na zmianę kół jako trzeci, po Kimim Räikkönenie i Valtterim Bottasie i w konsekwencji powiększył jeszcze stratę do Finów. Któż jak nie on powinien pokusić się o podcinkę? Bo wyścigu na torze Sakhir zespół nie chciał przyznawać się do błędu strategicznego, ale w tym przypadku James Vowles, główny strateg ekipy z Brackley, wyraził już takie wątpliwości. Hamilton zasłaniał się przegrzewającym się samochodem, ale jeśli wierzyć inżynierom Mercedes, Valterri Bottas był w tej samej sytuacji, a jego czasy były średnio o pół sekundy lepsze. Lewis stracił wigor i musi go odzyskać, jeżeli nadal pragnie walczyć o mistrzostwo.
Mimo braku akcji koło-w-koło podczas niedzielnego wyścigu, Grand Prix Rosji śledziliśmy z zapartym tchem ze względu na pokaz siły Ferrari i Mercedesa. Srebrne strzały przez cały weekend borykały się z drobnymi problemami związanymi z ustawieniami, co skrzętnie, w każdej sesji wykorzystywało Ferrari, zajmując cały pierwszy rząd po raz pierwszy od Grand Prix Francji 2008. Mimo to bitwa została tym razem przegrana, ale to jeszcze nie koniec wojny, której wygranie zależeć będzie od małych rzeczy, jak np starty.
Sebastian Vettel w sobotę mógł poczuć się „jak za dawnych lat” zdobywając pole position pierwszy raz od Grand Prix Singapuru 2015. Niemiec stracił je jednak już przed drugim zakrętem, a głównym winowajcą takiego obrotu spraw był według 4-krotnego mistrza świata… wiatr. Po zakończeniu wyścigu Seb przyznał, że wiejący w jego kierunku z prędkością 15 km/h wiatr znacznie grał na jego niekorzyść, podczas gdy startujący zza jego pleców Bottas nie miał tego problemu i mógł schować się za jego dyfuzorem. Fakty są jednak takie, że w wyścigu to Fin był szybszym zawodnikiem i ani podczas pierwszego ani drugiego stintu Vettel nie był go w stanie pokonać.
Kimi Räikkönen występem w Sochi znacznie poprawił swoje rokowania w kontekście ewentualnego przedłużenia kontraktu z Ferrari. Najstarszy zawodnik w stawce od początku weekendu dorównywał tempem Vettelowi, a uzyskana przez niego trzecia pozycja na mecie jest solidnym wynikiem. Co więcej, w sobotnich kwalifikacjach stać było go nawet na pole position, co dał do zrozumienia po zakończeniu czasówki. Możemy dywagować czy Fin nie wyszedłby lepiej na wcześniejszym pit stopie, jednakże fakt, że przed nim był nie kto inny jak Sebastian Vettel sprawił, że pomysł podcinki od razu poszedł w zapomnienie na stanowisku serwisowym Scuderii.
Pisanie, że Red Bull ma podobne problemy co McLaren z pewnością byłoby przesadą, ale nie ulega wątpliwościom, że byki nie radzą sobie w Formule 1. Podczas ostatniej rundy w Bahrajnie na jaw wyszły problemy z korelacją danych, a teraz po raz kolejny powtarza się awaria hamulców, która po pierwszych oględzinach miała taką samą przyczynę jak ostatnio, w samochodzie Verstappena. W autach Red Bulla wloty powietrza przy kołach najwyraźniej nie działają tak, jak powinny - do systemów hamulcowych przedostaje się za mało powietrza, w konsekwencji czego nie tylko przegrzewają się tarcze, ale spada też ciśnienie płynu chłodzącego, czego doświadczył w niedzielę Ricciardo. Adrian Newey pracuje podobno w fabryce w Milton Keynes na 3 zmiany, ale czy wystarczy to na dogonienie Ferrari i Mercedesa?
Na twarzy Daniela Ricciardo coraz częściej w tym sezonie widzimy frustrację, a nie, jak dotąd, uśmiech. Australijczyk nie podejmuje się nawet mówić, że liczy na coś więcej niż piąta pozycja, a nie jest to miejsce, na którym chciałby się plasować na obecnym etapie kariery. Wiele mówi się o jego potencjalnych przenosinach do Ferrari, ale klucz do tej zmiany trzyma w rękach Kimi Räikkönen. Jeżeli Red Bull nie poprawi się do końca sezonu, a Kimi zechce zamknąć obecny rozdział w swojej karierze, Daniel znowu powinien znaleźć się u boku swojego starego kolegi. Nawet jeżeli nie będzie to świetna para, to ktoś na tym skorzysta i najprawdopodobniej będzie to Carlos Sainz.
Max Verstappen, podobnie jak Daniel Ricciardo w Bahrajnie, zrobił to, co do niego należało i zameldował się na mecie na bezpiecznej, piątej pozycji. Po wyścigu przyznał, że nie czuł, że z kimś rywalizuje, ponieważ nie widział innych samochodów ani z przodu, ani z tyłu. Mimo że Holender jest na dużo wcześniejszym etapie kariery niż jego kolega z teamu, bynajmniej nie interesuje go taki obrót spraw i po bardzo udanym sezonie 2016 w tym roku liczy na równie udaną rywalizację. W opinii wielu ekspertów to właśnie Red Bull ma w tym roku najmocniejszy skład, dlatego niedostarczenie takim kierowcom dobrego sprzętu może skończyć się nieprzedłużeniem przez nich kontraktu.
O ekipie Force India możemy już mówić w kategoriach niezwykłego fenomenu. Wszyscy w tym zespole przyznają, że borykają się z wieloma problemami, na czele z brakiem korelacji danych z tunelu aerodynamicznego, ale mimo to obaj kierowcy po raz czwarty z rzędu kończą wyścig na punktowanych pozycjach i to coraz lepszych! Drużyna z Silverstone znacząco umocniła się na czwartym miejscu w klasyfikacji generalnej i odrobiła nawet kilka punktów do trzeciego Red Bulla, który, w przeciwieństwie do Force India, wydaje się być na krzywej opadającej. Jeżeli Pérez i Ocon poprawią tempo kwalifikacyjne, co już się powoli dzieje, mogą napsuć bykom jeszcze więcej krwi.
Sergio Pérez po raz 14. z rzędu uplasował się w punktowanej dziesiątce. Meksykanin zdecydowanie zbudował sobie już markę w Formule 1, a takimi występami udowadnia jedynie, że można powierzyć mu rolę lidera w czołowym zespole. Dobrze wybrana strategia, konkurencyjne tempo i brak głupich błędów po raz kolejny sprawiły, że Checo może cieszyć się z 6. pozycji i 8. punktów. Jego całkowity dorobek w tym sezonie wynosi już 22 oczka, tyle samo co Daniela Ricciardo. Jedyna rzecz, jaką możemy mieć mu do zarzucenia to zbyt agresywne wyjazdy z boksów, które w ten weekend skończyły się brudnymi butami jednego z mechaników Williamsa, na sąsiednim stanowisku serwisowym. Następnym razem może nie być tak dobrze…
Dwa tygodnie temu pisaliśmy, że jeżeli Esteban Ocon myśli o awansie do czołowej ekipy w niedalekiej przyszłości, to powinien postarać się o coś więcej, niż tylko 10. miejsca. Francuz najwyraźniej wziął sobie do serca nasze słowa, znacząco poprawił się w kwalifikacjach awansując do Q3 i podobnie jak Pérez, pojechał solidny wyścig zakończony na siódmej pozycji. Gdyby nie fakt, że Ocon zastąpił na drugą połowę zeszłego sezonu Rio Haryanto w ekipie Manora, to w tym roku zdecydowanie zgarnąłby nagrodę dla najlepszego debiutanta.
Ostateczny wynik Williamsa z Grand Prix Rosji jest nieco poniżej oczekiwań, jednakże po wyeliminowaniu czynników losowych ekipa z Grove może mieć się z czego cieszyć. Tempo obu zawodników, a szczególnie Felipe Massy, po raz kolejny było godne pozazdroszczenia dla ekip z drugiej części stawki. Lance Stroll odstawał nieco od swojego doświadczonego partnera, ale w końcu zameldował się na mecie. Pierwszy krok do sukcesu wykonany!
Felipe Massa po raz kolejny uświadomił nam, że to on jest obecnie najszybszym zawodnikiem spoza wielkiej trójki, chociaż w kwalifikacjach Brazylijczyk pokazał nawet, że stać go na rozdzielenie trzeciej siły w stawce, którą stanowi obecnie Red Bull. Wybierający się na emeryturę weteran Williamsa stracił na starcie 6. pozycję na koszt Maxa Verstappena, ale wraz z defektem Daniela Ricciardo na nią powrócił. Sytuacja po pit stopie nie uległa zmianie, ale w trakcie drugiego stintu inżynierowie wykryli w samochodzie Massy przebicie opony, które wymusiło na nim dodatkowy pit stop, który zaowocował dziewiątą pozycją na mecie. Felipe zdecydowanie zasługiwał na szóste.
Lance Stroll ukończył swój pierwszy w karierze wyścig Formuły 1, ale nie obyło się bez problemów. Kanadyjczyk zaliczył piruet z własnej winy już na pierwszym okrążeniu i stracił kilka pozycji, za co od razu przeprosił. Swój pit stop odbył nieco później niż rywalizującymi z nim kierowcy, przez co odzyskał kilka straconych miejsc, by na mecie zameldować się na 11. pozycji. Co ciekawe, Lance nie wiedział jak powinien zachować się po wyścigu i jego pierwszą myślą było zjechanie na własne stanowisko serwisowe. Dopiero jego inżynier wyścigowy przypomniał mu całą procedurę. W porównaniu do poprzednich GP, Stroll zdecydowanie może zaliczyć ten weekend do udanych, jednakże przed przyjściem do Formuły 1 widział się, podobnie jak jego zespół, na punktowanych pozycjach.
W Renault po raz kolejny panują mieszane uczucia i mówiąc przekornie, trudno nie zgodzić się nam z tweetem, który podczas Grand Prix Bahrajnu pojawił się na tablicy Felipe Nasra. Jolyon Palmer ponownie pozbawił zespół ważnych punktów, a Nico Hülkenberg potwierdził, że to on jest w tej ekipie liderem i jeżeli francuski producent zamierza budować z kimś długoterminowy projekt, oparty na dużych pieniądzach, to powinien być to właśnie on.
Hülkenberg zachwycił już w kwalifikacjach, kiedy zakwalifikował się do Q3 i ostatecznie wykręcił ósmy czas. Wyścig pojechał bardzo solidny, wytrzymując na ultra-miękkich oponach aż do 40. okrążenia. Brak walki w drugiej części zawodów sprawił, że Niemiec dowiózł ósmą pozycję do mety, a biorąc pod uwagę fakt, że dwie ostatnie edycje GP Rosji zakończył już na 2. zakręcie, może mieć na twarzy naprawdę szeroki uśmiech. Tak samo szefostwo Renault z pewnością może być z niego bardzo zadowolone, ponieważ według inżynierów z Enstone obiekt w Sochi jest bardzo wrażliwy na deficyt mocy i nie faworyzuje Renault.
Z drugiej strony garażu Jolyon Palmer wydaje się zbliżać niebezpiecznie blisko granicy cierpliwości Cyrila Abiteboula. Brytyjczyk w ten weekend zaliczył aż dwa wypadki i w obu przypadkach wina leżała po jego stronie. Pierwsze spotkanie z bandą miało miejsce podczas pierwszej i ostatniej dla Palmera części kwalifikacji, a drugie nastąpiło już na pierwszym zakręcie. W sobotę Jolyon wyznał, że kraksa spowodowana była ciśnieniem, jakie czuł na swoich barkach, natomiast w niedzielę nie chciał przyznać się do błędu i zwalał winę na Romaina Grosjeana. Przykro nam Jo, ale nie z nami te numery.
Umiarkowanie zadowolone odczuwalne jest w Toro Rosso. Za uśmiechy na twarzach członków ekipy zdecydowanie odpowiedzialny jest w ten weekend Carlos Sainz, jednakże Daniił Kwiat również zaliczył poprawny weekend, a gdyby nie problemy z jednostką napędową w środku wyścigu, jego tempo przed własną publicznością byłoby zdecydowanie lepsze.
Carlos Sainz po raz kolejny zaliczył w pełni bezproblemowy weekend, jednak prezentowane przez niego tempo nadal nie spełnia oczekiwań zespołu z przedsezonowych testów. Toro Rosso postawiło sobie za cel na ten rok pokonanie w klasyfikacji generalnej Force India i Williamsa i mimo solidnego występu Hiszpana, który dzięki 10. lokacie dorzucił do swojej kolekcji kolejny punkt, nie może być do końca zadowolone.
Podobnie sytuacja ma się z Daniiłem Kwiatem. Rosjanin zaliczył czysty weekend, ale jego tempo tak samo było nieco poniżej oczekiwań. Jego usprawiedliwieniem mogły być problemy z jednostką napędową, która uniemożliwiała mu walkę o punkty, jednakże patrząc na zerową ilość manewrów wyprzedzania w tym wyścigu, nawet jeżeliby się one nie pojawiły, nie powinniśmy oczekiwać lepszego rezultatu w wykonaniu Kwiata.
Duży wpływ na formę kierowców Haasa miały zmiany systemów hamulcowych. Po weekendzie w Bahrajnie amerykańska ekipa zrezygnowała ze współpracy z firmą Brembo i przerzuciła się na hamulce Carbone Industries, jednakże piątkowe treningi wypadły tragicznie. Romain Grosjean narzekał na właściwości jezdne swojego samochodu bardziej niż kiedykolwiek, a patrząc na tempo Kevina Magnussena, on też raczej nie mógł pochwalić się niczym lepszym. Brak cierpkich słów z ust K-Maga możemy zawdzięczać jedynie skandynawskim korzeniom.
Grosjean zdecydowanie nie mógł wyobrazić sobie gorszego weekendu w Sochi. W piątek kompletnie nie mógł dogadać się ze swoim samochodem, walcząc jednocześnie z podsterownością i nadsterownością. Oliwy do ognia dodawała blokująca się przednia oś. Francuz zarówno w FP1 jak i FP2 plasował się w górnej części drugiej dziesiątki, ale kwalifikacje obnażyły całkowicie jego słabości i 31-latek uplasował się na ostatniej pozycji. Do wyścigu ruszył bardzo dobrze, przebijając się o kilka pozycji, jednak błąd Jolyona Palmera na dohamowaniu do drugiego zakrętu zakończył zawody dla obu kierowców.
Niewiele lepiej było w przypadku Kevina Magnussena. Duńczyk ruszał do wyścigu z 14. pozycji i narobił sobie problemów już na pierwszym okrążeniu, kiedy zaliczył mocny wyjazd na pobocze w drugim zakręcie i nie powrócił na tor w wyznaczonym miejscu. Sędziowie od razu obciążyli go karą 5. sekund, ale w ostatecznym rozrachunku nie wpłynęła ona na jego wynik. Podobnie jak Grosjean, Magnussen skarżył się na niestabilność swojego samochodu, która wraz z odbyciem pit stopu miała się poprawić, ale nic takiego nie miało miejsca. Obrane na wyścig ustawienia były po prostu nietrafione i Kevin nie miał szans na więcej niż 13. pozycja.
Kierowcy Saubera często decydują się na jeden pit stop, dzięki czemu nadrabiają wiele pozycji w pierwszej fazie wyścigów, tym razem wykonali po dwa zjazdy do boksów. Bardzo duży wpływ miał na to wczesny wyjazd samochodu bezpieczeństwa. Zarówno Pascal Wehrlein, jak i Marcus Ericsson podążali wtedy na końcu stawki, dlatego wczesne pit stopy nie pogorszyły ich sytuacji. Tempo zasilanych ubiegłorocznymi jednostkami Ferrari aut Saubera było jednak zdecydowanie najgorsze w stawce i nawet Stoffel Vandoorne był dla nich nieosiągalny.
W przypadku Marcusa Ericssona wczesny zjazd do alei serwisowej wydawał się koniecznością, ponieważ Szwed ogromnie narzekał na formę swoich opon w trakcie pierwszego stintu. Super-miękka mieszanka w oznaczonym numerze 9 Sauberze, na której Ericsson zdecydował się wystartować do wyścigu, powodowała jednocześnie podsterowność i nadsterowność, a spontanicznie pojawiające się wibracje dodatkowo utrudniały jazdę. Zmiana na ultra-miękkie gumy była dobrą decyzją, ponieważ właściwości jezdne od razu się poprawiły. Marcus nie mógł liczyć jednak na więcej niż 15. pozycja. Jedynym pocieszeniem może być dla niego fakt, że zameldował się na mecie przed swoim partnerem z zespołu, Pascalem Wehrleinem.
Historia wyścigu Pascala Wehrleina jest bardzo podobna jak Ericssona. Niemiec również szybko odwiedził swoich mechaników i przerzucił się na dużo lepiej zachowującą się w maszynie Saubera mieszankę ultra-miękką. Podobnie jak w przypadku drugiego z reprezentantów ekipy z Hinwil, tempo nie uległo już większej poprawie po kolejnym pit stopie w drugiej części zawodów. Wehriein ostatecznie uplasował się na 16. pozycji i jako jedyny z całej stawki został zdublowany dwukrotnie. Po dobrym występie w Chinach, runda w Rosji jest dla niego do zapomnienia.
Sytuacja McLarena nie zmieniła się za bardzo od Grand Prix Bahrajnu, chociaż ukończenie wyścigu przez Stoffela Vandoorne może porównać do światełka w tunelu. Bardzo długiego tunelu. Z ust Fernando Alonso po raz kolejny bardzo często słyszeliśmy słowo „niewiarygodne”, jednakże nie zawsze było ono użyte w ironicznie negatywnym znaczeniu. Piątek i sobota potwierdziły, że samochód McLarena w zakrętach jest całkiem niezły, ale niedziela od razu przypomniała nam, że oprócz prędkości w zakrętach liczy się jeszcze prędkość na prostych i oczywiście niezawodność.
Fernando Alonso podczas treningów rozbudził w nas nadzieję, że ten weekend, mimo faktu, że tor w Sochi bynajmniej nie faworyzuje deficytu mocy, może być inny. Hiszpan nie notował najgorszych czasów, a w czasówce przebił się nawet do Q2, po czym wyznał, swojemu inżynierowi, że był to „niewiarygodny występ”. Na pierwszy rzut oka mogliśmy zinterpretować to jako drwiny, jednakże rzeczywistość okazała się całkiem inna, ponieważ Alonso faktycznie był bardzo zadowolony z formy samochodu, ale jedynie w zakrętach. Szkoda, że z uwagi na awarię systemu ERS, której przyczyny jeszcze nie poznaliśmy, nie było mu dane wystartować w wyścigu…
Stoffel Vandoorne nie „błyszczał” tak samo jak Fernando Alonso. Udział w kwalifikacjach zakończył na Q1, ale do wyścigu i tak ruszał z ostatniego pola z uwagi na karę 15. pozycji za wymianę skrzyni biegów i MGU-H. Zgodnie z regulaminem sportowym FIA każdemu zawodnikowi przysługują na cały sezon 4 zestawy jednostki napędowej, a Stoffel w czwartej rundzie „napoczął” już piąty. Jedyną pozytywną rzeczą jest fakt, że Belg drugi raz w tym sezonie osiągnął w niedzielę metę i mimo 5-sekundowej kary dotarł na nią przed kierowcami Saubera.
Patrząc z perspektywy niedzielnego kibica, Grand Prix Rosji nie obfitowało w emocje. Z wyjątkiem pierwszego okrążenia nie oglądaliśmy ani jednego manewru wyprzedzania na torze, co zdecydowanie jest nie do zaakceptowania. Patrząc wstecz, na torze w Sochi nigdy nie oglądaliśmy wielkiego spektaklu, ale zero wyprzedzania to już chyba przesada.
Mając świadomość charakterystyki obiektu, Pirelli wybrało na te zawody trzy najbardziej miękkie mieszanki, ale nawet to nie przyczyniło się do poprawy widowiska. Większość stawki ponownie zdecydowała się na jedną wizytę w alei serwisowej, co uczyniło wyścig bardzo przewidywalnym.
Co gorsze, sytuacji nie poprawiłoby wydłużenie stref DRS, ponieważ nie widzieliśmy nawet żadnych prób ataków. Podobnie powinny wyglądać wyścigi w Monako czy Baku. Jedynym ratunkiem w tym roku jest więc deszcz…
Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.