Tegoroczne Grand Prix Australii było niesamowicie chaotyczne. Jednak w zasadzie całe to zamieszanie wywołali sędziowie swoimi kontrowersyjnymi decyzjami. Żadna z trzech czerwonych flag nie była potrzebna. Niestety widać tendencje u włodarzy F1, którzy coraz częściej w sztuczny sposób próbują «podkręcić» emocje, zatrzymując wyścigi w sytuacjach, które absolutnie tego nie wymagają. Oczywiście F1 próbuje się dopasować do nowych fanów, dla których standardowe wyścigi są nudne, jednak pewne granice w Melbourne zostały przekroczone.
Wypadek Albona
Alex Albon na 7. okrążeniu po swoim błędzie uderzył w ścianę przy zakręcie numer 7. Naniósł przy tym sporo żwiru i jego auto stało na linii wyścigowej. Tor był jednak całkowicie przejezdny, a porządkowi bardzo szybko uporali się z szutrem na torze. Sędziowie jednak uznali, że w tej sytuacji trzeba zatrzymać wyścig. Mimo tego, iż w zeszłym sezonie po większych wypadkach arbitrzy decydowali się jedynie na neutralizację.
Warto też dodać, iż decyzja o czerwonej fladze została podjęta dopiero po kilku minutach. Opieszałość FIA staje się niemal dogmatem tej organizacji. Dzięki tej decyzji mieliśmy drugi start z pól startowych, ale zabrano nam inne, potencjalnie ciekawe wydarzenia na torze. Część zawodników zdecydowałaby zjechać w trakcie neutralizacji, a część nie, bo wielu raczej wolałaby zmienić opony bliżej połowy dystansu wyścigu.
Dzięki temu kierowcy mieliby opony w różnym stanie i moglibyśmy oglądać ciekawe szachy strategiczne i kilka bardzo ciekawych pojedynków. Max nie wyprzedziłby tak łatwo oba Mercedesy, gdyby wyścig nie zakłóciła czerwona flaga. Zamiast tego wszyscy zmienili opony w jednym momencie i później wszyscy tylko o nie dbali i nie chcieli ich nadwyrężać.
Wypadek Magnussena
Druga czerwona flaga była jeszcze bardziej nieuzasadniona. Na torze nie znajdowało się wiele odłamków, a bolid Haasa stał blisko miejsca, w którym porządkowi mogą usunąć auto z toru. Absolutnie wystarczająca byłaby wirtualna neutralizacja. Tutaj sędziowie już ewidentnie chcieli «podkręcić» emocje i wymieszać całą stawkę. Fani w Melbourne się ucieszyli, bo wcześniejszy przebieg wyścigu był dość statyczny i nie dziwie się, że chcieli zobaczyć bliższą walkę na torze.
Jednak w piłce nożnej nie wprowadza się 12. zawodnika w słabszej drużynie, aby wyrównać widowisko, a w koszykówce nie obniża się wysokości koszy, aby ułatwić zawodnikom zdobywanie punktów. Formuła 1 jednak nie ma z tym problemu i zrobi wszystko dla fanów Netflixa, nawet kosztem sprawiedliwej rywalizacji i zwykłej normalności.
Oczywiście nie chcemy oglądać takich obrazków jak podczas zeszłorocznego Grand Prix Włoch, gdzie ostatnie 7 okrążeń przejechaliśmy za samochodem bezpieczeństwa. Jednak tutaj mieliśmy zaledwie 4 kółka do zakończenia rywalizacji, więc zakończenie wyścigu za Berndem Maylanderem nie byłoby nadzwyczaj dziwne. Tak czy inaczej, rywalizację zakończyliśmy za samochodem bezpieczeństwa. Mimo że sędziowie tego bardzo nie chcieli, to i tak wyścig zakończył się w nudny sposób.
Wypadek połowy stawki
Trzeci start był niesamowicie chaotyczny. Kierowcy mogli zaryzykować więcej niż zwykle, zwłaszcza ci, którzy nie mieli najlepszego tempa wcześniej. Efekty widzieliśmy od razu – do trzeciego zakrętu mieliśmy 4 niezależne od siebie incydenty, które oczywiście wpłynęły na innych kierowców. Najbardziej dziwię się Gasly’emu, który wiedział, iż ma za sobą kolegę z zespołu i 10 punktów karnych. Jednak z jakiegoś powodu sędziowie tym razem miłosiernie uznali ten wypadek za incydent wyścigowy.
Inaczej było w przypadku Carlosa Sainza. Kara 5 sekund była zasłużona, ale w zasadzie ten restart nie miał większego znaczenia. Nie wszyscy zawodnicy przejechali drugą linię samochodu bezpieczeństwa, więc ostatecznie w trakcie czerwonej flagi zdecydowano, iż przywrócą ustawienie bolidów sprzed trzeciego startu, nie licząc rozbitych bolidów. Jakby sędziowie sami wystraszyli się bałaganu, który wywołali i chcieli go zamieść pod dywan.
Mimo że uderzenie Sainza w Alonso nie miało żadnego znaczenia na ostateczne wyniki, to przyznano mu karę, przez którą Hiszpan spadł poza punktowaną dziesiątkę. Sama kara była zasłużona, jednak w wypadku, gdy nie miała żadnego wpływu na wyniki? W dodatku często w podobnych sytuacjach sędziowie nie dawali żadnych kar. Co kraj to obyczaj, a raczej co Grand Prix, to inne decyzje w tych samych sprawach.
Czy Formuła 1 to sport?
Z jednej strony wygrał Max Verstappen, który mimo zawirowań był niezaprzeczalnie najszybszy w niedziele, a zanim wyścig ukończyli Hamilton i Alonso, którzy w uczciwych warunkach również dojechaliby na tych pozycjach, na których ostatecznie ukończyli zawody. Ale cała reszta? To już nie można tak powiedzieć. Te wyniki są wypaczone.
Oczywiście nie pierwszy raz w historii F1, ale chyba pierwszy raz sędziowie w tak perfidny sposób podkręcali emocje. Jednak tak jak wspomniałem, dali nam pyszne lody, gdzie na pierwszym miejscu w składzie był cukier, ale zabrali nam treściwy obiad z wartościowym mięsem. Bo przecież szachy strategiczne to jest często sól rywalizacji w F1, a nie 10 czerwonych flag i 12 startów z pól startowych.
Naprawdę chciałbym pisać o fascynujących pojedynkach między kierowcami i zespołami. Jednak co my mamy w tym sezonie? Red Bull, który jest na innej planecie, korespondencyjne walki w czołówce, mało manewrów wyprzedzania i multum kontrowersyjnych decyzji sędziowskich. Niestety, ale ze sportowego punktu widzenia to moim zdaniem najgorszy początek sezonu w XXI wieku.
Granice absurdu w Melbourne zostały przesunięte. Fani chcą rozrywki, ale fani, którzy ciągle potrzebują coraz bardziej skondensowanej rozrywki, w końcu odejdą, a Drive To Survive nie będzie trwał przecież wiecznie. Natomiast kibice, którzy kochają F1 za to, jakie jest jej DNA, odejdą, zniesmaczeni sztucznością zmagań w królowej sportów motorowych. Na torze w Baku możemy mieć jeszcze więcej kontrowersyjnych sytuacji. Mam jednak nadzieję, że sędziowie przypomną swój własny regulamin, gdzie jest wyraźnie napisane, iż czerwona flaga może być użyta w sytuacji, gdy tor jest nieprzejezdny, bądź istnieje duże niebezpieczeństwo na torze. Naprawdę mam dość kontrowersji związanych z decyzjami sędziów, ale kiedy się one skończą?
Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.