Musimy porozmawiać o Kevinie

Kevin Magnussen zarobił podczas weekendu w Miami aż pięć punktów karnych, po wyścigu przyznał, że wszystkie kary były zasłużone, a nieprzepisowe blokowanie Lewisa Hamiltona wynikało z zespołowej taktyki. Takie zachowanie wywołało spore kontrowersje. Czy winę za tę sytuację ponosi Magnussen, zespół Haasa, a może leży ona zupełnie gdzie indziej?

Czy Magnussen stał się piratem drogowym?

Kiedy Magnussen dostarczył kibicom kapitalnej rozrywki w Arabii Saudyjskiej, skutecznie niszcząc wyścig rywalom, by pomóc swojemu zespołowemu koledze zdobyć punkty, wydawać się to mogło jednorazową anomalią, ale w sprincie podczas weekendu w Miami sytuacja się powtórzyła. Tym razem ofiarą padł przede wszystkim Lewis Hamilton, więc naturalnie podniosło się oburzenie na taktykę Magnussena, który był gotowy łamać przepisy, by tylko utrzymać Anglika za sobą. Robił tak, bo sam nie miał już szans na punkty, po tym jak dostał pierwszą karę 10 sekund.

Fakt, że to już druga taka sytuacja, każe spojrzeć na to jako na istotny problem. W momencie kiedy kierowca nie ma już szans na punkty z powodu kary, ale cały czas jedzie w czołówce, naturalne jest, że jego głównym zadaniem staje się walka o punkty dla zespołu.  

Kwestionowano charakter i zasady Manussena, ale to nie to jest problemem. W poprzednich sezonach takich sytuacji nie obserwowaliśmy. Przyczyną jest zmiana, która miała polepszyć sytuację, a ją pogorszyła.

Dziesięciosekundowy problem

Przed sezonem standardową karę, za przewinienia typu wypchnięcie kogoś poza tor, czy skrócenie sobie drogi, zwiększono z 5 do 10 sekund. Przyczyną były narzekania zawodników na to, że kara pięciu sekund to żadna kara, zwłaszcza jeśli ukarany zostaje zawodnik w szybszym samochodzie, który łatwo może pięć sekund do rywala nadrobić. Czasem bardziej opłacało się być ukaranym, niż nie łamać przepisów.

Kara dziesięciu sekund spowodowała jednak inny problem. W momencie, w którym kierowca jest pozbawiony, za pomocą nowej, bardziej dotkliwej, kary, szans na punkty, nie ma już nic do stracenia. To niby nowy problem, ale w pewnym sensie ten sam co zawsze. Związany jest z tym, jak myślą taktycy w F1, zatrudniani po to, by natychmiast reagować na trudne sytuacje i dostosowywać do nich taktykę. Jeśli więc kara jest czasowa i jest doliczana po wyścigu, bądź podczas pit stopu, staje się po prostu kolejnym czynnikiem, do którego należy dostosować taktykę. Zadaniem zespołu staje się takie zagospodarowanie tą karą, by stracił na tym jak najmniej.

Z tego punktu widzenia Magnussena należy pochwalić za bycie graczem zespołowym i realizowanie taktycznych założeń. Nawet Hamilton, słysząc, że Duńczyk nie ukrywał swojej winy, odniósł się ze zrozumieniem do jego sytuacji, a także przyznał, że tak ostra walka dostarczyła mu przyjemności. „Myślę, że to fajne, że jest szczery. Mieliśmy dobry wyścig. To było miejscami trochę na granicy, ale uwielbiam twarde ściganie. Więc nie byłem tak naprawdę wku…, przepraszam, sfrustrowany tym. To jest coś co robisz dla teamu, więc… brawo.”  Trzeba powiedzieć, że gdyby Lewis walczył w tym sezonie o cokolwiek istotnego, Prawdopodobnie zareagowałby zupełnie inaczej.

Dodatkowym problemem jest oczywiście to, że wiele współczesnych torów ma trasę wytyczoną w ten sposób, że wręcz zapraszają do skracania sobie drogi asfaltowym poboczem. Ścięcie szykany przez żwirową pułapkę daje znacznie mniej korzyści. W związku z tym mamy coraz więcej naruszeń limitów toru, więcej pracy dla sędziów, kontrowersji i kar. Częste występowanie kar sprawia, że taktycy zaczynają myśleć o nich w momencie planowania strategii, a stąd już krok do planowania kar i coraz większa tolerancję dla tego typu myślenia. To co robił Sergio Perez w Abu Zabi 2021 było kontrowersyjne, ale Checo nie przekroczył żadnych przepisów. Magnussen blokuje intencjonalnie wyjeżdżając poza tor. Jeśli takie zachowanie stanie się normą, to już krok od celowego spowodowania kolizji, by powstrzymać przeciwnika.

Rozwiązaniem, które powinno zapobiec eskalacji takich praktyk, teoretycznie są punkty karne, grożące pauzą w kolejnym wyścigu. Magnussenowi brakuje już tylko dwóch do przymusowego opuszczenia jednego wyścigu, ale tylko trzy z tych punktów dostał za agresywną obronę z demonstracyjnym ignorowaniem przepisów. Sędziowie, zresztą słusznie, potraktowali jego taktykę jako całkowicie dopuszczalną, karząc go jedynie za indywidualne przypadki naruszania limitów toru.

Główny problem polega jednak na tym, że opuszczenie wyścigu to niezwykle dotkliwa kara dla kierowcy walczącego o mistrzostwo, ale taki zespół jak Haas, z pewnością zaakceptowałby taką karę dla jednego z kierowców, gdyby przyniosła ona cenne punkty drugiemu.

Jak rozwiązać ten problem

Mimo tych wszystkich problemów, rozwiązanie jest proste. Wszystko sprowadza się do tego, że F1 nie skorzystała z najprostszego rozwiązania, jakim jest natychmiastowe zmuszenie zawodnika do oddania pozycji. Brak takiej reakcji zniszczył wyścig Hamiltonowi, ale też nałożył nieproporcjonalnie dużą, zwłaszcza jak na sprint, karę na Magnussena. Duńczyk zamiast zostać zmuszony od oddania jednej pozycji, w praktyce został wykluczony z walki o punkty.

Przez szybkie aplikowanie kary można uniknąć wielu problemów. Wydaje się, że skuteczne przepisy nie są trudne do wyobrażenia. Po kontrowersyjnej sytuacji sędziowie mają co najwyżej kilka minut na wydanie decyzji, a po jej wydaniu kierowca musi poddać się karze w ciągu kolejnego okrążenia. Najprostszą decyzją jest przepuszczenie kierowcy, nad którym nieuczciwie zyskał przewagę. Kiedy to niemożliwe, kara przejazdu przez boksy lub karnego postoju, jeśli przy okazji są zmieniane opony. Za nie poddanie się karze w terminie, dyskwalifikacja, za brak reakcji na czarną flagę dwa wyścigi kary.

By to było skuteczne, sędziowie musieliby działać zawsze bardzo szybko i sprawnie. I tak powinni działać. F1 wiele rzeczy potrafi zorganizować, nie szczędząc kosztów. Liczbę sędziów można w tym celu zwiększyć i wypracować procedury pozwalające na szybką reakcję. Sprawnie działający zespół sędziowski wydaje się podstawową rzeczą, o którą należy zadbać. 

Tęsknota za dawnymi czasami

Na koniec spójrzmy na inny aspekt tej sprawy. Ciekawe to, że wielu ludzi broni Magnussena, a wręcz chwali jego postawę. Dlaczego? Bo jego jazda dostarcza emocji. Duńczyk był gotowy walcząc z Hamiltonem posunąć się do granicy tego, co było fizycznie możliwe, a nie tylko do umownej granicy, wyznaczonej białą linią. I to jest to czego, chcą kibice. Chcą prawdziwej bezpardonowej walki, bo tak powinno wyglądać ściganie. I tak wyglądało kiedyś. Kubica kontra Massa w Fuji 2007, Villeneuve kontra Arnoux w Dijon 1979, porzućcie to, co robicie i jeszcze raz zobaczcie to na YouTube’ie. Tak jak kibice piłki nożnej i niektórzy piłkarze zaczynają narzekać na rzuty karne ery VAR-u, gdzie najdrobniejszy kontakt jest przewinieniem, tak kibice F1 zaczynają tęsknić za prawdziwą ostrą walką, która ostatnio nie jest promowana, o czym świadczą chociażby ostatnie kary dla Fernando Alonso.

Walka koło w koło w koło powinna być twarda, nieustępliwa, a jej reguły proste i transparentne. Kary powinny być interwencją w ostateczności oraz wymierzane szybko i skutecznie, by utrzymać wyścig w swojej czystej formie. Niby wszyscy to wiedzą, ale od lat nie udaje się zamienić tego w praktykę. Zamiast tego mamy kontrowersyjne decyzje, po długiej analizie powtórek, które skutkują karami zaburzającymi przebieg wyścigu albo stającymi się elementem taktyki zespołów. W efekcie sfrustrowani kibice zaczynają tęsknić za twardym ściganiem pozbawionym reguł.

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze