Podczas gdy kolejni kierowcy podpisują kontrakty na przyszły rok, główna saga tegorocznego rynku transferowego trwa dalej. Chodzi oczywiście o Carlosa Sainza i jego decyzję na temat przyszłości. Czy Hiszpan wciąż ma szanse na angaż w Mercedesie? Ostatni powrót do formy zespołu Toto Wolffa może otworzyć przed Sainzem drzwi, które wydawały się już zamknięte. Ale jego transfer to element większej, skomplikowanej układanki.
Do niedawna niemal pewne było, że Carlos Sainz wybierze jedną z dwóch opcji i w przyszłym roku zobaczymy go albo w Sauberze, albo w Williamsie. Ta, dość smutna dla Carlosa, sytuacja wynikła z braku zainteresowania ze strony Red Bulla i Mercedesa. W związku z tym Sainz był zmuszony skupić się na ofertach zespołów z końca stawki, mających jednak nadzieje, na lepsze wyniki w przyszłości. Mimo deklaracji Sainza, że chce w miarę szybko znaleźć pracodawcę, by przestać się o to martwić i skupić się na walce o jak najlepsze wyniki w ostatnim sezonie z Ferrari, decyzja nadal nie zapadła. Domyślano się, że to z powodu wejścia do gry zespołu Alpine, ale powód może być inny.
O ile brak zainteresowania Sainzem ze strony Red Bulla musi wynikać z powodów pozasportowych, wynikających z osobistych preferencji Maxa Verstappena i niektórych członków jego rodziny. Bo trudno przypuszczać, by w Red Bullu nie dostrzegali, że Hiszpan jest po prostu lepszym kierowcą niż Sergio Perez, powody Mercedesa, by ignorować Sainza były inne i tu sytuacja mogła się ostatnio mocno zmienić.
Jeszcze miesiąc temu Mercedes był zaledwie piątą siłą w F1 i wydawało się, że zaczyna tracić dystans do czołówki. W takiej sytuacji atrakcyjność posady w Mercedesie znacznie spadła, a priorytetem zespołu stało się zatrzymanie na swojej orbicie swojego utalentowanego juniora. Andrea Kimi Antonelli uchodzi za ogromny talent, z którym Mercedes wiąże duże nadzieje na przyszłość. W sytuacji gdy Mercedes stawał się powoli zespołem środka stawki, a perspektywa powrotu na szczyt, jak się wydawało, widoczna była dopiero po zmianie przepisów w sezonie 2026, nie miało sensu oddawanie Kimiego do innego zespołu, najlepiej było od razu sprawdzić go w Mercedesie. To był priorytet i stąd brak zainteresowania Sainzem.
Odzyskanie formy i zmiana priorytetów
Teraz jednak, gdy Mercedes wrócił do wygrywania, staje się prawdopodobne, że zespół w przyszłym sezonie może nawet walczyć o mistrzostwo. Mimo ogromnego talentu, Antonelli jak na razie nie walczy o mistrzostwo nawet w Formule 2. Tak szybki awans do zespołu walczącego o najwyższe cele, mógłby wręcz zaszkodzić jego karierze, jeśli Kimi nie jest jeszcze na to gotowy. Jak przekonuje się ostatnio Lando Norris, walka o zwycięstwa, to zupełnie co innego niż walka o podia. Gdy jest się w centrum zainteresowania, każdy mały błąd jest zauważany i wypominany, podczas gdy na słabe występy zawodników środka stawki mało kto zwraca uwagę, zauważane są raczej ich pojedyncze świetne występy. W walczącym o mistrzostwo Mercedesie, te świetne występy byłyby wymagane co weekend.
No i tak się składa, że jedynym zawodnikiem ciągle bez posady, który takie bezbłędne występy potrafi regularnie notować, jest Sainz. Hiszpan od lat ściga się na najwyższym poziomie. Oprócz Verstappena tylko on zaliczył zwycięstwa w ostatnich trzech sezonach. To czyni z niego idealnego kandydata, jeśli Mercedes ma mistrzowskie ambicje. A zespół, który wygrał ostatnie dwa wyścigi, musi je mieć. Tym samym przed Sainzem otwiera się opcja, znacznie lepsza niż, te, które miał dotychczas.
Układanka zaczyna być więc oczywista. Sainz idzie do Mercedesa na rok, z opcją przedłużenia, jeśli Antonelli wciąż nie będzie gotowy, albo wręcz okaże się ogromnym rozczarowaniem. Nawet jeśli w Mercedesie spędzi tylko rok, będzie miał z jednej strony szansę walki o najwyższe lokaty a z drugiej czas na przyjrzenie się ofertom Williamsa, Audi czy Alpine. W tym roku ocenianie ich potencjału po zmianie przepisów, to wróżenie z fusów. Mercedes miałby zawodnika, który byłby godnym następcą Lewisa Hamiltona. Antonelli w tym układzie znalazłby się w Williamsie, gdzie mógłby już w tym sezonie zastąpić Logana Sargeanta i dać Williamsowi szansę na lepsze wyniki, w krótkim terminie, podczas gdy zespół nadal miałby miejsce dla Sainza w kluczowym sezonie 2026. Wszyscy więc byliby zadowoleni, prawda? No właśnie problem w tym, że nie wszyscy.
Tajemniczy przypadek Logana Sargeanta
Szef Williamsa James Vowles jak dotąd nie wyglądał na specjalnie zainteresowanego zastąpieniem Sargeanta Antonellim, albo jakimkolwiek innym młodym kierowcą.
Robert Shwartzman, Théo Pourchaire, Felipe Drugovich, Frederic Vesti. Oto lista kierowców, którzy w ostatnich latach nie dostali szansy w F1, mimo że każdy z nich jest co najmniej wicemistrzem F2 i wygrał w niej co najmniej 6 wyścigów. Vowles nigdy nie był zainteresowany żadnym z nich, mimo fatalnych wyników Sargeanta. Fani Amerykanina mogą znajdować dziesiątki usprawiedliwień, ale fakty mówią same za siebie. Jego porównanie z Alexandrem Albonem wypada fatalnie.
Liam Lawson, Ollie Bermann, a nawet początkowo Nyck de Vries, to z kolei zawodnicy, którzy zaskoczyli pozytywnie, wykorzystując swoją niespodziewaną szansę, debiutując w F1 w trakcie sezonu. De Vries, zanim zwolniono go z AlphaTauri zdążył w Williamsie zdobyć w swoim debiucie więcej punktów niż jak dotąd Sargeant. Antonelli, nawet jeśli jego forma byłaby nierówna, mógłby dawać szanse na przebłyski geniuszu.
Argumentem za trzymaniem Sargeanta było to, że żaden z innych kandydatów nie gwarantował lepszych wyników. Jednak w sytuacji, w której Sargeant praktycznie gwarantuje, że nie będzie zdobywał punktów, warto zaryzykować, bo gorzej być nie może. Antonelli nie może zdobyć mniej niż zero punktów.
Opcje i zależności
Te wszystkie argumenty wcale jednak nie muszą przekonać Vowlesa. Numerem jeden na jego liście życzeń jest Sainz, ale drugi jest prawdopodobnie Valtteri Bottas, którego doskonale zna z czasów współpracy w Mercedesie i którego ceni bardziej niż Antonelliego, który jak dotąd w F2 wygrał tylko raz, w dodatku jest w klasyfikacji niżej niż junior Williamsa Franco Colapinto.
Sargeant ostatnio jeździ nieco lepiej, więc dlaczego zwalniać go teraz, jeśli nie zrobiono tego wcześniej. Dla Vowlesa szybkie zastąpienie Sargeanta nie jest tak istotne jak wzmocnienie zespołu na kolejny sezon. Kluczowe jest dla niego pozyskanie Sainza, bądź Bottasa, który najprawdopodobniej jest jego planem B. Gdyby jego planem B był Antonelli, pewnie już byłby w Williamsie.
Sytuacja mogłaby się zmienić, gdyby Bottas, czując że czekanie na decyzję Sainza może być ryzykowne, dogadałby się pierwszy z Sauberem, przedłużając kontrakt. Nie robi tego jednak, ponieważ najprawdopodobniej ciągle liczy na dłuższą umowę z Williamsem, podczas gdy Audi nie wiąże z nim długofalowych planów, rozważając zatrudnienie któregoś z młodych kierowców. Audi nie jest jednak opcją dla Antonelliego, który jest juniorem Mercedesa. Dodatkowo odzyskujący formę Mercedes będzie pewnie znów próbował kusić Maxa Verstappena. To właśnie Holender zawsze jest dla zespołu Mercedesa celem numer jeden.
W tej skomplikowanej sytuacji nikt nie chce wykonać pierwszego ruchu. Kluczowym dla tego klinczu jest fakt, że Mercedes chce definitywnie się upewnić, że nie ma szans na angaż Verstappena oraz podjąć decyzję, co do przyszłości Antonelliego, zanim zdeklaruje się co do Sainza, a właśnie niepewność co do decyzji Sainza blokuje Antonelliemu drogę do Williamsa, więc koło się zamyka. Dodatkowym problemem jest to, że Antonelli swoimi dotychczasowymi występami w F2 nie przekonuje, że może być dla Williamsa lepszą opcją niż doświadczony zawodnik, jakim jest Bottas.
To wszystko powoduje, że ten stan zawieszenia może jeszcze potrwać długo. Ale kiedy ktoś wykona pierwszy ruch, za nim szybko pójdą kolejne. Każdy z zaangażowanych w tę grę graczy coś ryzykuje, ale nie każdy tak samo. Najmniej ryzykuje Mercedes. Odkąd znów stał się jednym z czołowych zespołów F1, ma wszystkie karty w ręku.
Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.