Grand Prix Kanady 2008 na zawsze pozostanie w pamięci polskich kibiców. Wtedy wydawało się, że Robert Kubica dopiero zaczyna swoją karierę w F1 i świetne wyniki w BMW są tylko wstępem do pełnej zwycięstw kariery i miejsca w zespole walczącym o mistrzostwa. Dopiero z perspektywy czasu widać jak wyjątkowym wydarzeniem było to jedyne zwycięstwo Kubicy, dzięki któremu Polska jest jedyną w historii nacją, której wszyscy startujący w F1 przedstawiciele (czyli jeden) odnieśli zwycięstwa. Ta wyjątkowa statystyka może długo nie ulec zmianie.
Już przed startem Kubica był w centrum uwagi z powodu wypadku, który miał miejsce rok wcześniej. Trudno zapomnieć jedną z najbardziej widowiskowych i niebezpiecznych kraks w najnowszej historii F1. Tym, który wydawał się najmniej zainteresowany wspominaniem wydarzeń sprzed roku, był sam Robert, jak zwykle skupiony na dniu dzisiejszym i jak najlepszym przygotowaniu do wyścigu.
W kwalifikacjach przy wysokiej temperaturze toru, która kontrastowała z chłodnym piątkiem, na świeżo załatanej nawierzchni zaczęły pojawiać się pęknięcia. Tor zaczął się po prostu rozpadać. Na bardzo śliskiej nawierzchni, jadące w Kanadzie z niskim dociskiem, samochody łapały ogromną nadsterowność w szykanach. W tych trudnych warunkach Lewis Hamilton wygrał kwalifikacje o prawie pół sekundy przed Kubicą. Wyścig zapowiadał się dla Anglika jako dobra okazja, by powiększyć przewagę w klasyfikacji nad kierowcami Ferrari.
Przed wyścigiem robiono wszystko, by doprowadzić nawierzchnię do stanu używalności, ale nawrót na końcu toru pozostał w fatalnej kondycji. Po starcie Hamilton objął prowadzenie przed Kubicą, Kimim Raikkonenem, Nico Rosbergiem i Fernando Alonso. Lewis szybko odjechał Kubicy na kilka sekund, jednak na siedemnastym okrążeniu na tor wyjechał samochód bezpieczeństwa, po awarii pojazdu Adriana Sutila, co oznaczało, że jego przewaga wyparowała.
Neutralizacja oznaczała okazję do zjazdu na tankowanie dla kierowców, którzy zaplanowali dwa pit stopy. Czołowa piątka zjechała do boksu razem. Tu na Hamiltona czekała kolejna przykra niespodzianka. Długi pit stop sprawił, że Kubica i Kimi wyprzedzili go w boksie. Polak i Fin walczyli koło w koło, kiedy na końcu alei serwisowej napotkali czerwone światło, oznaczające, że wyjazd z boksu jest zamknięty, dopóki obok nie przejedzie cała prowadzona przez safety car stawka. Obaj zauważyli je i zatrzymali się obok siebie.
Hamilton, który chyba był nieco wyprowadzony z równowagi niespodziewaną utratą prowadzenia, zareagował za późno. W rezultacie z impetem uderzył w Raikkonena eliminując go, a także siebie z wyścigu. Jadący za nim Rosberg również nie zauważył światła i stracił przednie skrzydło, wjeżdżając w Hamiltona. Kubica w tym czasie stał obok, czekając na zielone światło. Po wyścigu żartobliwie dziękował Lewisowi, że ten zdecydował się wjechać nie w niego, lecz w Kimiego.
Raikkonen przechodząc obok Hamiltona znacząco pokazał w stronę świateł na końcu alei serwisowej. Dla obu ta pechowa kraksa oznaczała straconą szansę na zwycięstwo. Drugi kierowca Ferrari, Felipe Massa, musiał zjeżdżać do boksu na dwóch kolejnych okrążeniach, z powodu problemów z tankowaniem, co wyeliminowało również jego z walki o podium. Kubica więc w mgnieniu oka pozbył się wszystkich najgroźniejszych konkurentów. Droga do zwycięstwa stanęła otworem.
Nie była to jednak droga prosta. Kilku kierowców na dalszych pozycjach obrało taktykę na jedno tankowanie i znajdowali się teraz przed Kubicą. Na ich czele jechał Nick Heidfeld. BMW było więc faworytem niezależnie od tego, która taktyka się sprawdzi. Nie wiadomo było tylko, który z kierowców BMW odniesie pierwsze dla teamu i jednocześnie swoje pierwsze zwycięstwo. Kubica w końcu znalazł się tuż za Heidfeldem, po tym jak Niemiec zjechał do boksu. Teraz, by jego taktyka zadziałała, musiał koniecznie Niemca wyprzedzić.
Gdyby Nick zdołał zablokować Kubicę przez parę okrążeń, zwycięstwo byłoby jego. Znajdował się jednak pod presją ze strony teamu, by nie walczyć z szybszym kolegą. Gdy Kubica zaatakował, Heidfeld musiał ustapić. Niemiec liczył jednak na to, że Polak nie zdoła wyrobić sobie dostatecznej przewagi, by po następnym postoju wyjechać przed nim. Przed Kubicą znajdowały się jeszcze dwie Toyoty, które długo nie zjeżdżały do boksu.
Timo Glock długo blokował Kubicę. Heidfeld z kolei miał problemy z utrzymaniem za sobą Fernando Alonso. Gdy w końcu Glock zjechał, uwolniony Kubica pokazał pełnię swoich możliwości. Na szybkim, otoczonym barierami i w dodatku rozpadającym się torze, który nie wybacza błędów, pojechał w stylu Schumachera z najlepszych lat. To było siedem okrążeń kwalifikacyjnych podczas wyścigu. Gdy zjeżdżał Glock, Kubica miał 11 sekund przewagi nad Heidfeldem, potrzebował ponad dwudziestu. Gdy sam zjeżdżał do boksu siedem okrążeń później, miał już 25 sekund przewagi. To wystarczyło z nawiązką, by wyjechać na prowadzeniu.
To był mistrzowski popis na torze, na którym rok wcześniej Polak przeżył koszmarny wypadek i który tego dnia pokonał wielu jego konkurentów. Sam Fernando Alonso stracił miejsce na podium, gdy nie opanował swojego Renault przy wyjściu z jednej z szykan. Robert jednak podczas każdego ze swoich szybkich okrążeń był bezbłędny.
Teraz pozostało tylko dojechać do mety i odebrać puchar za pierwsze zwycięstwo w swoim dwudziestym dziewiątym wyścigu. Wobec pecha swoich konkurentów, Kubica objął też prowadzenie w klasyfikacji generalnej, co sprawiło, że trzeba było zacząć poważnie brać go pod uwagę jako potencjalnego kandydata do mistrzostwa.
To było więcej niż BMW mogło się spodziewać po tym sezonie, co wkrótce miało okazać się problemem, gdy okazało się, że nie są gotowi wspierać Roberta w walce o tytuł. Teraz jednak team był w siódmym niebie, świętując podwójne zwycięstwo, dwadzieścia sześć lat po tym jak Nelson Piquet, na tym samym torze, zapewnił im pierwszą wygraną jako dostawcy silników.
Trochę mniej szczęśliwy był Nick Heidfeld, który nigdy wcześniej ani później nie był tak bliski wygranej. Niemiec zakończył karierę w F1 z rekordem, którego z pewnością wolałby nie pobić. Najwięcej finiszów na podium bez zwycięstwa. Bardzo nietypową pierwszą trójkę uzupełnił David Coulthard, dla którego miało to być ostatnie podium w karierze. Czwarty był Glock, a piąty Massa, który przedarł się z końca stawki, pokazując kilka genialnych manewrów.
Kubica jeżdżąc w BMW potrzebował szczęścia, by wygrywać. Jego jazda w Kanadzie, oraz fakt, że niemal na półmetku sezonu zdołał wyjść na prowadzenie w klasyfikacji, w samochodzie zespołu będącego zaledwie trzecią siłą w F1, pokazują jak bezbłędny był wówczas w wykorzystywaniu okazji. Wtedy uważany był przez wielu za przyszłego mistrza świata.
Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!