Śmierć Ayrtona Senny była dla F1 szokiem, nieporównywalnym z jakąkolwiek inną tragedią w jej historii. Wydarzyła się w momencie, w którym śmiertelne wypadki dawno już przestały być w F1 codziennością. Cały weekend na Imoli zdawał się wyjęty z normalnego porządku zdarzeń i miało się wrażenie, że nad torem zawisło jakieś fatum.
Gdy w piątek Rubens Barrichello uderzył swoim Jordanem w barierę z opon, a potem kilkakrotnie koziołkował, kibice na chwilę wstrzymali oddech. Potem jednak okazało się, że kierowca wyszedł z wypadku bez poważniejszych obrażeń. Personel medyczny natychmiast udzielił mu pomocy i Brazylijczyk miał wrócić do kokpitu już w następnym wyścigu. Kolejny dowód na to jak bezpieczne są samochody F1.
Do tego właśnie przez dwanaście lat poprzedzających tragiczny weekend w Imoli byli przyzwyczajeni kibice F1. Co prawda Elio de Angelis zginął tragicznie podczas testu w Paul Ricard w sezonie 1986, trzy lata później Philippe Streiff został przykuty do wózka inwalidzkiego w wyniku innej kraksy podczas testu w Rio, a Martin Donnely cudem przeżył szokujący wypadek w Jerez, jednak kibice nie widzieli śmiertelnego wypadku podczas wyścigu od Grand Prix Kanady 1982, gdy zginął Ricardo Paletti.
Od tego czasu F1 stała się sportem o globalnym zasięgu. Przyczyniła się do tego w dużym stopniu rywalizacja między Ayrtonem Senną, a Alainem Prostem, przyciągająca przed telewizory miliony widzów. Po tym jak Prost zakończył karierę, wyzwanie Sennie rzucił Michael Schumacher. Sezon 1994 zapowiadał się na najciekawszy od lat. Po dwóch sezonach dominacji Williamsa wprowadzono nowe przepisy zakazujące stosowania aktywnego zawieszenia i kontroli trakcji. Senna znowu znalazł się w teamie umożliwiającym walkę o mistrzostwo, ale to Schumacher wygrał pierwsze dwa wyścigi, których Brazylijczyk nie zdołał ukończyć. Ferrari było znacznie bardziej konkurencyjne niż w poprzednich latach, a różnice między samochodami mniejsze. Sezon europejski zaczynał się na Imoli. Wiosenna pogoda dopisywała, a tifosi wypełnili trybuny. Najbliższa przyszłość F1 wyglądała bardzo obiecująco.
Senna od początku weekendu był pod dużą presją. Samochód Williamsa nie prowadził się najlepiej w poprzednich wyścigach. Team, po którym oczekiwano zwycięstw, miał spore problemy z dostosowaniem się do nowych przepisów. Dodatkowo Ayrton był przekonany, że konkurencja z Benettona oszukuje i nadal używa zakazanych przepisami systemów.
Na Imoli Williams miał zrobić krok do przodu i zacząć odrabiać straty, a pomóc w tym miała zupełnie nowa specyfikacja samochodu. Senna jednak nadal nie był w pełni zadowolony z auta, które było szybkie, ale zachowywało się nieprzewidywalnie. Sprawiał momentami wrażenie człowieka, który wolałby być gdzie indziej. Wszystko zmieniało się jednak kiedy zasiadał za kierownicą. W piątek wywalczył rezultat, który zapewnił mu trzecie pole position z rzędu, potwierdzając, że nadal jest w życiowej formie. Wiedział jednak, że o zwycięstwo znowu będzie trudno. Na Imoli ważna jest moc, której Williams miał aż nadto, ale samochód nadal był bardzo źle zbalansowany i Senna nie czuł się w nim do końca pewnie.
Wszystkie te rozważania zeszły jednak na dalszy plan, gdy podczas sobotniej sesji kwalifikacyjnej Roland Ratzenberger rozbił się w zakręcie Villeneuve, po awarii przedniego skrzydła w jego Simtecu. Było to najszybsze miejsce na torze i rodzaj awarii, który jest prawdziwym koszmarem dla kierowcy. Gdy skrzydło się złamało, Ratzenberger stał się pasażerem i poleciał prosto na betonową barierę. Po wypadku widać było wyraźnie, że kierowca natychmiast stracił przytomność. Samochód medyczny szybko pojawił się na miejscu. Po chwili kibice mogli zobaczyć jak lekarze rozpoczynają akcję reanimacyjną. Roland ewidentnie był w krytycznym stanie.
Ratzenberger został przetransportowany do szpitala i niedługo później oficjalnie potwierdzono to, czego wszyscy się obawiali. Austriak zmarł w wyniku odniesionych obrażeń. Świat Formuły 1 był zszokowany, ale nikt nie rozważał odwołania wyścigu. Nie było żadnych okoliczności, które czyniłyby ten wyścig bardziej niebezpiecznym niż inne. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że F1 to niebezpieczny sport. Prawdopodobieństwa śmierci nie da się zmniejszyć do zera. Nikt nie przypuszczał, że kolejny dzień może przynieść kolejną tragedię.
Senna kazał się zawieść na miejsce wypadku, by osobiście obejrzeć wrak. Był w tak paskudnym nastroju, że jego przyjaciel Sid Watkins, legendarny szef personelu medycznego obsługującego wszystkie wyścigi F1, zaproponował mu wycofanie się. Ayrton odmówił, ale widać było, że zastanawiał się, czy dalsze ściganie ma sens. Powiedział, że nie może teraz odejść. Nie, że nie chce. Wydaje się, że po raz pierwszy nie ambicja i żądza zwycięstwa, ale odpowiedzialność wobec zespołu była głównym powodem, dla którego wsiadł do samochodu w niedzielę.
Podczas porannej rozgrzewki Senna przekazał z kokpitu specjalną wiadomość dla komentującego wyścig dla francuskiej telewizji Alaina Prosta. Powiedział, że Francuza brakuje w Formule 1. Być może odejście jego największego rywala przyczyniło się do spadku motywacji Ayrtona? Może nie czuł się dobrze z faktem, że to on teraz jest starym mistrzem, któremu zagraża nowy pretendent, czyli Schumacher? W każdym razie z pewnością Senna mocno się zmienił w ostatnich miesiącach życia i Prost był teraz dla niego już nie zaprzysięgłym wrogiem, ale coraz bardziej starym serdecznym przyjacielem. Częściej też wybiegał myślami w przyszłość zastanawiając się nad życiem po zakończeniu kariery.
Rano przed wyścigiem z inicjatywy Nikiego Laudy przywrócono do życia GPDA, czyli stworzoną przez kierowców organizację, która na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych zapoczątkowała walkę o bezpieczeństwo na torach. Senna, Schumacher i Gerhard Berger byli najbardziej zaangażowani w tę inicjatywę. Planowali pierwsze zebranie na następny weekend wyścigowy w Monako.
Na starcie ustawiło się 25 samochodów, ostatnie miejsce, na którym zakwalifikował się Ratzenberger, pozostało puste. David Brabham w drugim Simtecu odważnie stanął na starcie, by podnieść morale teamu. Na piątym miejscu ustawił się J.J. Lehto w Benettonie. Fin powracał po kontuzji, jakiej doznał w wypadku podczas testów. W kwalifikacjach zaprezentował się nieźle, ale na starcie zgasił samochód i pozostał na swoim polu startowym, podczas gdy inni rozpędzeni kierowcy usiłowali go ominąć. Zasłonięty Pedro Lamy zobaczył jednak przeszkodę w ostatniej chwili i na pełnej szybkości uderzył w samochód Lehto, na szczęście nie centralnie. W bardzo podobnym wypadku dwanaście lat wcześniej zginął Paletti.
Obaj kierowcy wyszli z wypadku bez szwanku, ale części samochodów, w tym koła, poleciały w trybuny, raniąc, na szczęście nie poważnie, dziewięciu widzów. Rozpoczęło się sprzątanie toru. Kierowcy jechali za samochodem bezpieczeństwa. Zaczęto go używać dopiero w poprzednim sezonie i F1 nie miała jeszcze oficjalnego samochodu, który zawsze pełnił tę rolę. Na Imoli był to zwykły Opel Vectra, który nie mógł rozwinąć odpowiedniej prędkości, by kierowcy mogli rozgrzać swoje opony.
Gdy samochód bezpieczeństwa w końcu zjechał z toru, Senna prowadził, ale Schumacher jechał tuż za nim. Niemiec doskonale widział, że Ayrton walczy ze swoim samochodem. Na siódmym okrążeniu, zaledwie jedno kółko po restarcie, w szybkim łuku Tamburello Williams Senny nagle wypadł z toru. Wyglądało to na awarię zawieszenia, bądź układu kierowniczego. Samochód nagle przestał skręcać i poleciał prosto na ścianę. Żwirowa pułapka nieco zwolniła samochód, ale i tak uderzył przy szybkości ponad 200 km/h, odbił się od ściany i po chwili zatrzymał na krawędzi toru. Głowa Senny w kokpicie tylko raz lekko drgnęła, po czym pozostała całkowicie bezwładna.
Chwilę trwało zanim personel medyczny dojechał na miejsce. Sid Watkins zastał znacznie poważniejszą sytuację, niż mógł się tego spodziewać. Tego rodzaju wypadki zdarzały się w tym miejscu wcześniej. Gerhard Berger i Nelson Piquet wyszli z nich jednak cało. Tak samo powinno być w przypadku Senny. Niestety w wyniku wyjątkowo pechowego zbiegu okoliczności odłamek zawieszenia przebił kask i ranił brazylijskiego mistrza w głowę. Watkinsowi wystarczył rzut oka, by ocenić, że Senna doznał śmiertelnych obrażeń.
Ekipa medyczna dokonała zabiegu tracheotomii i masażu serca, by podtrzymać funkcje życiowe, po czym Brazylijczyk został wysłany helikopterem do kliniki Maggiore w Bolonii. Jego los był jednak już wtedy przesądzony. Telewizja Rai na żywo pokazywała akcję ratunkową i kibice mogli zobaczyć ogromną plamę krwi, która pozostała na piasku, w miejscu gdzie opatrywany był Senna.
Mimo że Ayrton oficjalnie pozostawał w stanie krytycznym, będąc podłączony do aparatury podtrzymującej pracę serca, Bernie Ecclestone był brutalnie szczery wobec jego rodziny, informując o jego śmierci. Jednocześnie jednak polecił nie mówić o tym mediom. Ukrywanie prawdy było potrzebne, by dokończyć wyścig. W przeciwnym razie policja od razu zaczęłaby zabezpieczać miejsce wypadku. Ecclestone dobrze pamiętał czasy, kiedy śmierć była w wyścigach codziennością i nauczył się przez lata nie ulegać emocjom, dbając przede wszystkim o dobro marki F1.
Podczas gdy rodzina Ayrtona rozpaczała, na torze nieświadomi niczego kierowcy przygotowywali się do restartu. Wiadomo było, że obrażenia Senny są poważne, ale na tor dochodziły sprzeczne informacje, a nikt nie wyobrażał sobie, że drugi dzień z rzędu może nastąpić śmiertelny wypadek. Wyścig został wznowiony. Po restarcie prowadził Berger, ale popełnił błąd w zakręcie Aque Minerale i szybko stracił prowadzenie na rzecz Schumachera. Austriak nie ukończył wyścigu, a drugie miejsce zdobył ostatecznie drugi kierowca Ferrari, zastępujący Jeana Alesiego, Nicola Larini. To było jego jedyne podium w F1 i do dziś ostatni przypadek, kiedy włoski kierowca wywalczył podium dla Ferrari.
Mało kto pamięta o tym sukcesie i pewnie nawet Lariniemu ten dzień nie kojarzy się dobrze. Fatum wisiało nad torem dalej. Gdy Michele Alboreto opuszczał boksy, od jego auta oderwało się koło. Czterech mechaników trzeba było odwieźć do szpitala. Atmosfera na podium była fatalna, a na konferencji po wyścigu, Schumacher mówił, że z tego co się stało trzeba wyciągnąć wnioski na przyszłość. Kierowcy nadal jednak nie znali całej prawdy. Powiedziano im, że Senna jest w śpiączce, z ciężkimi obrażeniami głowy. Dopiero dwie godziny później przyszła oficjalna wiadomość.
Tragizm tego weekendu był zupełnie wyjątkowy. Śmierć całkowicie go zdominowała. Wszystkie najbardziej czarne scenariusze zrealizowały się podczas tego weekendu wyścigowego. Świadomość niebezpieczeństwa, które w poprzednich latach było bagatelizowane, wróciła i określiła atmosferę w F1 w następnych tygodniach. Decyzje o zmianach musiały zostać podjęte.
Zespół Williamsa przez wiele miesięcy musiał odpowiadać na zarzuty śledczych. Jako powody kraksy brano pod uwagę awarię zawieszenia, złamanie kolumny kierowniczej, a nawet nagłą utratę przyczepności na wybojach, na skutek niedogrzania opon. Sąd ostatecznie orzekł, że chodziło o złamanie kolumny kierowniczej, ale wątpliwości pozostały do dziś.
Niezależnie od tego jaka jest prawda, awarie są w F1 codziennością. Ayrton Senna, być może największy kierowca w historii F1, zginął w skutek pechowego zbiegu okoliczności. Oprócz ran głowy nie miał żadnych innych obrażeń. Gdyby feralny element zawieszenia nie uderzył go, najprawdopodobniej wypadek nie miałby poważnych konsekwencji. Być może dlatego, że Senna był niezwykle uduchowionym człowiekiem, szukającym w życiu znaków od Boga, jego śmierć sprawiała wrażenie nieuchronnego, okrutnego przeznaczenia. Najbardziej legendarny kierowca w dziejach zginął prowadząc w wyścigu F1. Odjechał z tego świata na pełnej szybkości.
Pogrzeb Senny zgromadził miliony ludzi na ulicach Sao Paulo, znacznie mniej osób żegnało Rolanda Ratzenbergera, debiutanta, który zebrał pieniądze na pięć wyścigów w słabym zespole Simtec, by zrealizować swoje marzenie i pokazać swoje umiejętności. Na pogrzeb, obok szefa FIA Maxa Mosleya przyszło czterech kierowców F1. Jego rodacy, Berger i Karl Wendlinger, oraz Johnny Herbert i Heinz-Harald Frentzen. Ayrton Senna z pewnością znalazłby czas, by się pojawić. W jego kokpicie po wypadku znaleziono zakrwawioną austriacką flagę, przy pomocy której chciał oddać, po wygranym przez siebie wyścigu, hołd Ratzenbergerowi.
Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!