Na początku sezonu 1975 Niki Lauda stał się największą gwiazda F1. James Hunt był wtedy utalentowanym, ale nieco ekscentrycznym kierowcą, jeżdżącym dla równie ekscentrycznego lorda Hesketha. Nie był uważany za kogoś, kto mógłby zagrozić Laudzie i Ferrari. Wszystko jednak zmieniło się podczas Grand Prix Holandii.
Niki Lauda i James Hunt. Dwóch legendarnych przeciwników. W rzeczywistości stosunki między nimi były znacznie mniej napięte niż zostało to przedstawione w filmie "Wyścig". Na początku lat siedemdziesiątych byli przyjaciółmi, próbującymi ze wszystkich sił, wbrew swoim rodzinom, dostać się do wymarzonej F1.
W sezonie 1975, kiedy dawni konkurenci z niższych serii po raz pierwszy walczyli ze sobą o zwycięstwo w Grand Prix Holandii, wiele już ich jednak różniło. Byli zupełnie inaczej postrzegani, nie tylko ze względu na kontrastową różnicę charakterów.
Lauda był już wielka gwiazdą, właśnie pewnie zmierzająca po swój pierwszy tytuł i pierwszy od lat tytuł dla legendarnego zespołu Ferrari. Hunt był kierowcą zespołu Hesketh. Utworzonego przez lorda Hesketha, angielskiego playboya z wyższych sfer, popijającego szampana w padoku. Zespół był postrzegany bardziej jako barwne urozmaicenie stawki, niż poważny konkurent. Team miał jednak swoje atuty. Utalentowanego konstruktora Harveya Postlethwaite’a i oczywiście Hunta.
James Hunt miał już ustaloną reputację. Przylgnęło do niego przezwisko Hunt the Shunt, odnoszące się do częstych kraks, w których uczestniczył, zwracał też na siebie uwagę wizerunkiem, który miał poza torem, idealnie pasującym do imprezowej atmosfery w zespole Hesketh. Poza tym był szybki. Jego talent potwierdzały wyniki. Gdy dojeżdżał do mety, prawie zawsze był na punktowanych pozycjach, kilkakrotnie na podium.
Niki Lauda doskonale zdawał sobie sprawę z możliwości Hunta, wiedział też, że najnowsza konstrukcja Postlethwaite’a (nie grzeszący urodą model 308) jest bardzo udana, po tym jak James sprawił mu duże problemy w nie zaliczanym do mistrzostw wyścigu na Silverstone. Grand Prix Holandii 1975 okazało się tym, w którym mały brytyjski zespół w końcu stanął przed szansą, o której marzył przez poprzednie dwa sezony. W kwalifikacjach Hunt był najlepszy z reszty stawki i startował z trzeciego miejsca za zawodnikami Ferrari.
Wyścig rozpoczynał się na mokrym, ale schnącym powoli torze. Zespół Hesketh postanowił ustawić samochód na tor suchy i jak najszybciej zjechać po slicki. Wybór tej strategii wynikał głównie z tego, że zespół znacznie lepiej znał się na imprezowaniu, niż ustawianiu samochodu na mokrą nawierzchnię. Hunt zjechał po nowe opony już po siódmym okrążeniu. Było to ryzykowne zagranie. Spadł z czwartej aż na dziewiętnastą pozycję, jednak szybko zaczął nadrabiać straty.
Startujący z pole position Niki Lauda zjechał na trzynastym okrążeniu. Powinien był zjechać nieco wcześniej, bo wyjechał za Huntem. Być może Ferrari zlekceważyło potencjał Hesketha.
Niespodziewanie dla kibiców Lauda nie potrafił wyprzedzić Hunta. Pod koniec wyścigu jechał tuż za nim, ale jego samochód miał bardziej pośrednie ustawienia i nie był wystarczająco szybszy. Pasjonujący pojedynek trwał wiele okrążeń, ale Lauda musiał myśleć o swoim mistrzostwie i nie chciał podejmować zbędnego ryzyka. Czekał na błąd Hunta, ale Brytyjczyk potwierdził swoją dojrzałość, wykorzystując tę rzadką okazję perfekcyjnie i dowożąc prowadzenie do mety, mimo że Lauda cały czas był tuż za nim.
Zwycięstwo Hesketha w sezonie całkowicie zdominowanym przez Ferrari było ogromnym zaskoczeniem i oczywiście pretekstem do imprezy. Szampan lał się strumieniami, a James Hunt oczywiście był w samym centrum wydarzeń. Po tym wyścigu jednak nie było już wątpliwości, jak duży jest jego talent. Było to przełamanie bariery psychologicznej. Teraz Hunt mógł zacząć myśleć o sobie jako o przyszłym mistrzu świata, którym miał zostać już niedługo.
Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!