Chyba najbardziej ikoniczny moment podczas Grand Prix Australii, z wyścigów, które odbyły się w Melbourne, to też jeden z najbardziej pamiętnych momentów w historii zespołu Minardi. Mark Webber zaliczył wymarzony debiut, głównie dzięki chaotycznym wydarzeniom, które miały miejsce na początku wyścigu.
Zespół Minardi stał się na początku dwudziestego pierwszego wieku ulubieńcem kibiców, mimo że pełnił rolę czerwonej latarni F1. Był to ostatni z małych, niedofinansowanych zespołów, licznych we wczesnych latach dziewięćdziesiątych, który wbrew wszystkiemu przetrwał. W 2001 roku Australijczyk Paul Stoddart wykupił Minardi, ratując je raz jeszcze przed upadkiem. W sezon 2002 zespół wkraczał z nową nadzieją, nowym silnikiem Asiatech (tak naprawdę starą jednostką Peugeota) i obiecującym debiutantem z Australii Markiem Webberem.
Kibiców interesowała oczywiście głównie sytuacja na czele stawki. Przed sezonem 2002 Ferrari wyglądało na mocne jak nigdy. Jedyną nadzieją na powstrzymanie ich dominacji była niespodzianka ze strony Williamsa, który to zespół posiadał mocne atuty w postaci opon Michelin, silnika BMW i bardzo szybkiego ale nieprzewidywalnego Juana Pablo Montoyi. Ferrari nadal pracowało nad nowym samochodem, więc przyjechali do Australii z nieznacznie zmodyfikowanym zeszłorocznym modelem.
W kwalifikacjach Montoya został zaskoczony przez deszcz, a Ferrari upokorzyło wszystkich. Rubens Barrichello i Michael Schumacher zajęli dwie pierwsze pozycje. Ralf Schumacher był trzeci i wiedział, że koniecznie musi wygrać z zeszłorocznym bolidem Ferrari, jeśli Williams chce myśleć o mistrzostwie.
Początek pierwszego wyścigu roku był prawdziwie wybuchowy i trudno było wtedy przewidzieć jak bardzo nudna będzie reszta sezonu. Ralf wystartował świetnie, minął swojego brata i stał się zagrożeniem dla Barrichello. Kiedy Rubens zablokował wewnętrzną młodszy Schumacher nie odbił w lewo. Potem, gdy Rubens przesunął się do środka toru, nastąpiło zderzenie.
Samochód Niemca został wyrzucony w powietrze, przelatując nad Ferrari Brazylijczyka i rozpoczynając reakcję łańcuchową i następne kraksy w pierwszym zakręcie. Mimo tego wyścigu nie przerwano, co sprawiło, że ośmiu kierowców musiało pożegnać się z GP Australii.
W czołówce na placu boju zostali David Coulthard w MacLarenie, Jarno Trulli w powracającym do F1 Renault, Montoya i Schumacher. Coulthard uciekł do przodu, podczas gdy Trulli blokował Montoyę i Schumachera. Kolumbijczykowi zabrakło cierpliwości i przeszarżował na jednym z zakrętów spadając na czwartą pozycję. Trulli bronił się przed Schumacherem, podczas gdy Kimi Raikkonen przedzierał się z dalszych pozycji do przodu w swoim McLarenie.
Na ósmym okrążeniu Trulli niespodziewanie wpadł w poślizg przy wyjściu z zakrętu i roztrzaskał się o barierę, co spowodowało kolejną wizytę samochodu bezpieczeństwa. Coulthard niespodziewanie wypadł z trasy tuż przed restartem, za to Montoya jeszcze raz udowodnił, że restarty są jego specjalnością i odebrał prowadzenie Schumacherowi. Raikkonen był już wtedy trzeci. Gdy na dwunastym okrążeniu wycofał się Takuma Sato, a oba Arrowsy zostały zdyskwalifikowane, ilość samochodów na torze zmniejszyła się do dziesięciu. Było jasne, że to będzie jeden z tych szalonych wyścigów, z dużą ilością wypadków i awarii, które są szansą dla mniejszych zespołów.
W 1999 roku, na Nurburgringu Minardi Luki Badoera popsuło się, gdy zmierzał po czwarte miejsce. Obrazki płaczącego Włocha obiegły świat, ale właśnie wtedy ostatnio Minardi zdobyło punkty dzięki szóstemu miejscu Marca Gene. Teraz nadchodziła kolejna szansa. Paul Stoddart i cały team w boksie modlił się, żeby tym razem pech ominął zespół.
Tymczasem prowadzący Montoya nie był w stanie uciec Schumacherowi. Williams nie wyglądał na szybszego niż stare Ferrari. Micheliny na początku wyścigu radziły sobie lepiej niż Bridgestone’y, ale w wyjątkowo zimnych jak na Melbourne warunkach szybko straciły formę. Schumi w końcu wyprzedził Kolumbijczyka z łatwością i odjechał mu z zawstydzającą prędkością, na każdym okrążeniu zyskując jedną albo dwie sekundy. Tym samym jeszcze przed półmetkiem pierwszego wyścigu Ferrari pokazało konkurencji, że mogą pożegnać się z jakakolwiek nadzieją. To był początek sezonu bezprecedensowej dominacji.
Losy zwycięstwa zostały przesądzone, ale Australijscy kibice nie stracili zainteresowania wyścigiem. Mark Webber wyprzedził dogorywającego McLarena Davida Coultharda i zameldował się na sensacyjnym piątym miejscu. Szkot chwilę później wycofał się z powodu problemów ze skrzynią biegów.
Utrzymanie piątego miejsca nie było jednak łatwe. Najpierw podczas tankowania Webbera spowolniło zamknięcie wlewu paliwa, które nie chciało się zamknąć, a potem w jego lusterkach pojawił się Mika Salo.
Fin powrócił do F1 za kierownicą debiutującej Toyoty. Punkt w pierwszym wyścigu był sukcesem, ale Salo chciał więcej i pod koniec wyścigu dogonił Webbera. Na okrążenie przed końcem, desperacko blokowany przez Australijczyka Mika popełnił jednak błąd i obrócił się, co spowodowało ekstazę australijskich kibiców i przerażenie w boksie Toyoty. Salo pojechał jednak dalej i o mało nie dogonił ponownie Webbera, który sporą część ostatniego okrążenia spędził pozdrawiając szalejących kibiców.
To był wyjątkowy moment. Punkty dla skazanego na porażkę Minardi, w momencie gdy w F1 zaczynali rządzić wielcy producenci, był czymś, co pokazywało najlepszą stronę wyścigów. Cała Formuła 1 świętowała razem z uradowanymi Stoddartem i Webberem, którzy już po oficjalnej ceremonii wtargnęli na podium ciesząc się jak ze zwycięstwa.
Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!