Prawie godzinna czerwona flaga opóźniła rywalizację na torze Algarve. Kraksa na starcie wyeliminowała z walki co najmniej sześć pojazdów.
Nie tak miał wyglądać finałowy wyścig serii ELMS na torze w Portimão. Zamiast rywalizacji o triumf w obu klasach LMP, wyścig rozpoczął się od sporego karambolu, w którym udział wzięło około dziesięć samochodów. Pięć z nich, w tym dwa Porsche ekipy Proton i Dallara #45 od Carlin już wtedy pożegnało się z wyścigiem, kolejne natomiast odczuwały skutki kolizji jeszcze długo po wznowieniu.
To nastąpiło niecałą godzinę po starcie, tylko po to, by po 10 minutach samochód bezpieczeństwa znów wyjechał na tor. Powodem było wypadnięcie na żwir Ferrari #66 wskutek kontaktu z innym 488 startującym w wyścigu. Następne 10 minut neutralizacji sprawiło, że do prawdziwej rywalizacji pojazdy przystąpiły dopiero w połowie drugiej godziny, w mocno przetasowanej kolejności z powodu pierwszych wizyt niektórych załóg w boksach.
Ekipy, które nie przyjęły nietypowej taktyki, do boksów zjechały natomiast kwadrans przed końcem połowy wyścigu. A były to między innymi oba pojazdy United Autosports, G-Drive czy IDEC Sport, a w LMP3 Inter Europol #13 czy Eurointernational. Niedługo później, do boksów zaczęły natomiast zjeżdżać te mające już na koncie jeden zjazd, co dało pewną informację na temat rzeczywistej sytuacji na torze.
I tak, w LMP2 po dwóch godzinach na prowadzeniu widniał Philip Hanson z Untied Autosports #22, przed Paulem Lafargue z IDEC Sport #28 i Jonathanem Hirschi z Graff #39. Ta obecność nie dawała jednak wymienionym załogom mistrzostwa, gdyż G-Drive podążał na miejscu piątym, co wciąż dawało mistrzostwo ekipie z Rosji.
Swój pierwszy zjazd w LMP3 maksymalnie opóźniał natomiast Martin Hippe z #13, przez co polska ekipa przez dłuższy czas miała przewagę nad konkurentem z Eurointernational #11. Gdy jednak w połowie wyścigu Niemiec zjechał do boksów, Nigel Moore powrócił na tor tuż przed Jensem Petersenem, co zapowiadało wyśmienity, bezpośredni bój o mistrzostwo. Liderzy klasy wciąż natomiast nie zjeżdżali, przez co widnieli na czele z zerową ilością pit-stopów.
Podobnie było zresztą w mocno już odchudzonej klasie GTE, gdzie Ferrari #51 od Luzich wyprzedzało to z #60 od Kessel, a jedyne Porsche na torze było czwarte, przegrywając także z 488 od Spirit of Race.
Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.