Podczas Grand Prix Chin Formuła 1 będzie obchodziła jubileusz. To będzie weekend wyścigowy numer 1000. Imponująca liczba. Obchody będą huczne, ale dla kierowców będzie to po prostu kolejny wyścig. Bardzo ważny zwłaszcza dla tych, którzy nie najlepiej zaczęli sezon.
Czy ktoś zagrozi Ferrari?
Patrząc na klasyfikację punktową, trudno w to uwierzyć, ale głównym faworytem do zwycięstwa w Chinach jest Ferrari. Wiele wskazuje na to, że podobnie jak w Bahrajnie będą poza zasięgiem konkurencji. Przynajmniej w kwalifikacjach, bo jak się mogliśmy przekonać dwa tygodnie temu w wyścigu może wydarzyć się wiele nieprzewidzianych sytuacji. Włoski zespół w końcu musi zacząć wykorzystywać swój potencjał, bo Mercedes z pewnością będzie nadrabiał straty i kiedy F1 wróci do Europy przewaga Ferrari może się zmniejszyć. Póki co jednak wygląda na to, że nie mają sposobu na tempo Ferrari. Lewis Hamilton mówi, że spodziewa się dominacji Ferrari i zagrożenia ze strony Red Bulla, ale do takich deklaracji z obozu Mercedesa już się przyzwyczailiśmy. Póki co udało im się jednak odnieść dwa podwójne zwycięstwa.
Red Bull wyglądał bardzo dobrze w Australii i bardzo źle w Bahrajnie. Wyścig w Szanghaju, na torze, gdzie tryumfowali rok temu, będzie testem prawdziwej formy zespołu na tym etapie sezonu. Nietypowo dla nich, po raz pierwszy od lat mają problemy nie z silnikiem, ale z samochodem. Te problemy są jednak najprawdopodobniej możliwe do rozwiązania, Red Bull słynął w ostatnich latach z tego, że ich samochody mocno poprawiały się w trakcie sezonu. W Chinach jednak raczej żaden przełom nie nastąpi. Jeśli tym razem wszystko pójdzie zgodnie z planem w zespole Ferrari, ich kierowcy o zwycięstwo będą walczyć między sobą.
Zagrożona pozycja Vettela
Sezon dopiero się zaczął, a już można powiedzieć, że Sebastian Vettel poniósł istotną porażkę. Jego zadaniem w pierwszych wyścigach było umocnienie się na pozycji lidera zespołu i pokazanie Charlesowi Leclercowi kto jest numerem jeden. Po Grand Prix Bahrajnu można stwierdzić, że kompletnie to mu się nie udało. Leclerc uważany jest obecnie za pretendenta do tytułu i otwarte faworyzowanie Vettela przez zespół byłoby bardzo źle odebrane przez kibiców. Najważniejsze jednak, że zespół nie ma w tym żadnego interesu, bo Sebastian, który zawiódł w zeszłym sezonie, nie wygląda na szybszego od Leclerca, z którym Ferrari wiąże duże nadzieje na przyszłość. By uratować swoją pozycję lidera Vettel musiałby w Chinach kompletnie dominować nad swoim kolegą z zespołu. Nic nie wskazuje na to, by było go na to stać. Bardzo możliwe, że Grand Prix Chin okaże się bezpośrednim pojedynkiem między Vettelem i Leclerkiem, przypominającym konfrontację Hamiltona z Nico Rosbergiem pięć lat temu w Bahrajnie. Wynik takiego pojedynku mocno zaważy na całym sezonie.
Kolejny test Williamsa
Dla Williamsa będzie to kolejny wyścig bardziej pod znakiem testowania samochodu, niż ścigania. Po nieudanych przedsezonowych testach nie można było się spodziewać niczego innego, ale na tym etapie powinno być już widać postępy. Jeśli ich nie ma, trudno nie uświadamiać sobie, co to oznacza. Przed Williamsem stoi widmo kolejnego całkowicie zmarnowanego sezonu.
W padoku Williamsa po raz pierwszy od dawna pojawi się legendarny Patrick Head, dając nadzieję na uporządkowanie chaosu. Czy to coś da? Może w dłuższej perspektywie, ale Williams nie ma już czasu. George Russell nadal robi dobrą minę do złej gry, ale nawet on zdaje sobie sprawę, że strata do reszty zespołów jest już za duża, by można było ją nadrobić w tym sezonie. Robert Kubica wydaje się coraz bardziej sfrustrowany sytuacją, w której się znalazł. Nie chodzi tylko o aktualną pozycję zespołu, ale o brak konkretnych celów i nadziei na najbliższą przyszłość. Nie łatwo mobilizować się do pracy, kiedy trudno dostrzec nawet światełko na końcu tunelu. Jeśli podczas weekendu w Chinach takie światełko się nie pojawi, sytuacja kierowców Williamsa będzie bardzo trudna. Zwłaszcza dotyczy to Kubicy, który nie ma ani tyle czasu, ani tylu opcji w F1 co Russell.
Idealny tor do wyprzedzania
Tor w Szanghaju wyróżnia się bardzo długa prostą, która mocno ułatwia wyprzedzanie, a nowe przepisy, poprawiające efektywność DRS, mogą spowodować powrót do sytuacji sprzed 2017 roku, kiedy chiński obiekt bił rekordy w ilości manewrów wyprzedzania podczas wyścigu. Walka w środku stawki ponownie będzie bardzo zacięta. McLareny i Renault spróbują potwierdzić formę swoich samochodów, ale silniki Ferrari, z których korzystają Haas i Alfa Romeo, będą w Chinach istotnym atutem.
Pechowcy i przegrani
Wielu kierowców będzie chciało zrehabilitować się po słabym początku sezonu. Podczas gdy Toro Rosso i Racing Point punktowały dwoma zawodnikami, w zespołach walczących o dominację w środku stawki punktował tylko jeden kierowca. Kiedy Lando Norris, Kimi Raikkonen, Nico Hulkenberg i Kevin Magnussen walczyli o tytuł najszybszego w środku stawki, ich zespołowi koledzy albo mieli ogromnego pecha jak Daniel Ricciardo, Carlos Sainz, czy Romain Grosjean, albo oprócz pecha zawodzili, jak Antonio Giovinazzi. Do zawodników, którzy zawiedli trzeba też włączyć Pierre’a Gasly’ego, którego początek przygody z Red Bullem okazał się na razie kompletną katastrofą. Wszyscy ci zawodnicy będą w Chinach pod sporą presją. Najmniej dotyczy to Sainza, którego po prostu prześladuje pech, ale Giovinazzi i Gasly na razie wyglądają na tle swoich zespołowych partnerów bardzo źle i kolejny słaby występ sprawi, że ich akcje w F1 niebezpiecznie spadną. Zupełnie osobnym rozdziałem jest Daniel Ricciardo.
Problemy Renault
Trudno ustalić, kto w pierwszych wyścigach bardziej zawiódł, Ricciardo, czy jego zespół. Niewątpliwie jednak sytuacja wygląda znacznie gorzej niż spodziewano się tego przed sezonem. Daniel, miał deptać po piętach Red Bullom w swoim nowym teamie, tymczasem ma problemy, by stać się liderem zespołu. Jak dotąd nie może przyzwyczaić się do nowego samochodu, co prawdopodobnie ma związek z tym, że jest on pod każdym względem znacznie gorszy od samochodów Red Bulla, którymi ostatnio jeździł. Zadomowiony w Renault Hulkenberg wygląda póki co po prostu lepiej od Australijczyka. Niemiec prowadziłby w nieoficjalnej klasyfikacji środka stawki, gdyby nie awaria w Bahrajnie. W efekcie w klasyfikacji jest dopiero dziewiąty. To może być wczesna zapowiedź tego jak będzie wyglądał cały sezon, jeśli Renault będzie miało problemy z niezawodnością. Przy założeniu, że awarie będą się powtarzać, tym ważniejsza staje się przewaga na torze. Tu jednak wcale nie jest łatwo. Wyposażony w ten sam silnik McLaren dobrze zaczął sezon i stał się zagrożeniem, podobnie jak Alfa Romeo i Haas.
Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.