Po serii wygranych Mercedesa, trudno nie spodziewać się ich kolejnego tryumfu, ale charakterystyka toru w Montrealu sprawia, że Ferrari ma szansę w Grand Prix Kanady nawiązać walkę. To ostatnia być może ostatnia szansa włoskiego zespołu na powrót do gry w tym sezonie. Dlatego wynik wyścigu w Kanadzie może mieć bardzo duże znaczenie.
Szansa dla Ferrari pomimo kryzysu
W Ferrari po ostatnich porażkach panuje nie tyle nastrój rezygnacji, co pogodzenia z faktami. Ewidentnie widać, że Mercedes ma po prostu lepszy samochód, a zespół nie funkcjonuje optymalnie i popełnia błędy. Szokująco słabe wyniki sprawiły, że zaczęły krążyć sensacyjne plotki o tym, że Sebastian Vettel rozważa koniec kariery, a Charles Leclerc zmianę pracodawcy. Pojawiły się wątpliwości co do tego, czy Ferrari nie popełniło przy projektowaniu tegorocznego samochodu błędów w założeniach, które uniemożliwią szybki powrót do formy. Postawienie na szybkość na prostej, kosztem przyczepności w zakrętach, okazało się złą filozofią i skazało zespół na porażki z bardziej wszechstronnym Mercedesem.
Takich problemów nie rozwiązuje się z dnia na dzień i opracowanie skutecznego planu naprawczego może zająć sporo czasu. Kibice Ferrari muszą pogodzić się z tym, że ich ulubiony zespół czeka długi i bolesny proces, ale team na najbliższe wyścigi planuje serię ulepszeń, które powinny poprawić osiągi, a przynajmniej odpowiedzieć na kilka pytań dotyczących dalszego rozwoju samochodu.
Mimo tych wszystkich problemów, Ferrari nie jest bez szans w Grand Prix Kanady. Tory zdominowane przez długie proste odcinki teoretycznie powinny sprzyjać ich samochodowi, co mogliśmy zobaczyć w Bahrajnie. Ze względu na podobną charakterystykę kilku torów, na których w najbliższym czasie będą odbywać się wyścigi, takich jak Paul Ricard, Red Bull Ring, czy Silverstone, dobry wynik w Kanadzie da Ferrari nadzieję na początek lepszej passy i przetrwanie trudnego okresu, w którym będą poprawiać samochód. Z pewnością motywacji do walki, po tym co stało się dwa tygodnie temu, nie zabraknie Leclercowi. Gdyby jednak Mercedes w Kanadzie wygrał znowu, byłby to dla Ferrari kolejny, tym razem już chyba ostateczny cios. W Mercedesie dobrze wiedzą o znaczeniu tego wyścigu i z pewnością nie zamierzają spocząć na laurach.
Nowa broń Mercedesa
Toto Wolff oczywiście, jak zawsze, zwraca uwagę na moc silnika Ferrari i przedstawia włoski zespół jako równorzędnych rywali, ale, jak zawsze, są powody, by nie do końca mu wierzyć. Oprócz doświadczeń z poprzednich wyścigów, argumentem na korzyść Mercedesa jest ich nowa specyfikacja silnika, która zadebiutuje w Kanadzie. Ta dodatkowa przewaga, w kontekście dotychczasowych zwycięstw zespołu, może naprawdę przerażać konkurentów. Tor w Montrealu, gdzie najważniejszy jest silnik, z tego co widzieliśmy dotychczas, powinien sprawić Mercedesowi problemy. Gdyby nowa specyfikacja silnika wyeliminowała także tę słabość, byłoby to ostateczne przypieczętowanie absolutnej dominacji w tym sezonie. Dodatkowa moc silnika jest teraz bardzo istotna, gdyż w najbliższym czasie F1 odwiedzi kilka torów, gdzie moc jest kluczowa.
Zacięta walka między kierowcami Mercedesa
Dla Lewisa Hamiltona tor w Kanadzie jest jednym z ulubionych. Odniósł tam aż 6 zwycięstw, w tym swoje pierwsze w F1. Valtteri Bottas też lubi ten tor. Stawał tu na podium w ostatnich czterech sezonach, w tym dwa razy w Williamsie, a w zeszłym roku był niespodziewanie szybszy od Hamiltona, który dotąd regularnie pokonywał w Kanadzie swoich zespołowych partnerów. Z pewnością walka kierowców Mercedesa będzie zacięta. Bottas jest pod presja, ponieważ po bardzo pechowym Grand Prix Monako jego strata do Hamiltona niebezpiecznie wzrosła i nie może sobie pozwolić na to, by Lewis uciekał mu dalej. Anglik w przeszłości pokazywał walcząc z Nico Rosbergiem, że potrafi serią kilku wygranych z rzędu rozstrzygać mistrzostwa. Jeśli wygra, wyrówna rekord siedmiu zwycięstw w Montrealu, należący do Michaela Schumachera, a kanadyjski tor stanie się jedynym obiektem, na którym Anglik tryumfował tak wiele razy.
Czy Racing Point i Alfa Romeo przełamią kryzys?
Do niedawna wydawało się, że zespoły Racing Point i Alfa Romeo mogą patrzeć w przyszłość z dużym optymizmem. Oba teamy zyskały niedawno nową tożsamość, a razem z nią stabilność, która miała umożliwiać uzyskiwanie coraz lepszych wyników. W konfrontacji z rzeczywistością, a konkretnie z bardzo wymagającymi konkurentami w środku stawki, okazało się, że ten sezon może być dla obu zespołów trudny. Lance Stroll przyjeżdża na swoje domowe Grand Prix, po tym jak nie udało mu się jeszcze ani razu w tym sezonie wejść do Q2. Takich problemów nie miał nawet w zeszłym roku w Williamsie. Antonio Giovinazzi, z kolei jako jedyny oprócz zawodników Williamsa, nie zdobył jeszcze w tym sezonie punktów. Sytuacje ratują nieco punkty doświadczonych Kimiego Raikkonena i Sergio Pereza, ale ostatnie dwa wyścigi także oni ukończyli bez zdobyczy punktowej. Konkurenci robią systematyczne postępy i zarówno jak Alfa Romeo jak i Racing Point mają poważne powody do zmartwienia. Grand Prix Kanady pokaże, czy ich słabe występy to tylko chwilowy kryzys, czy można już zacząć mówić o stałej tendencji.
Czy będzie przełom w Williamsie?
Tor w Monako nie sprzyjał swoją charakterystyką Williamsowi, a jednak Robertowi Kubicy i George’owi Russelowi udało się po raz pierwszy w tym sezonie nawiązać walkę z konkurentami. Wcześniej w Barcelonie, zarówno podczas weekendu wyścigowego jak i na testach, widać było poprawę osiągów. Tor w Montrealu, na którym docisk nie jest tak istotny jak gdzie indziej, powinien dać Williamsowi w końcu okazję do poczynienia widocznego kroku do przodu.
Dla Kubicy będzie to powrót na obiekt, który odegrał ważną rolę w jego karierze. Tu miał swój spektakularny wypadek i tu oczywiście odniósł swoje jedyne zwycięstwo w F1. Robert zawsze był tu szybki, a jazdą w Monako pokazał, że jego forma rośnie i nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Polak od początku sezonu wyraźnie przegrywa z George’em Russellem, ale widać, że dystans między oboma zawodnikami się zmniejsza. Problemy podczas testów, oraz pierwszych wyścigów, były dla wracającego po latach Kubicy znacznie większym problemem niż dla Russella, który znacznie szybciej był wstanie wejść na swój optymalny poziom. Mimo że jest debiutantem, Anglik miał już pewne doświadczenie z samochodami F1 i przejście z F2 przebiegło, mimo wszystkich problemów dość płynnie. Kubica miał znacznie większe problemy, ale wydaje się, że w końcu panuje nad sytuacją i robi wyraźne postępy. Po tym co stało się w Monako jest na pewno zdeterminowany, by w Kanadzie pokonać Russella, tym razem jednak oprócz determinacji, ma też rosnącą cały czas pewność siebie.
Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.