Odbyło się już siedem z dwudziestu jeden wyścigów, a więc za nami jedna trzecia sezonu. Teraz F1 na dobre wraca do Europy. Czeka nas siedem kolejnych europejskich wyścigów. Jeszcze zanim jesienią dotrzemy do Azji, losy mistrzostwa mogą być praktycznie rozstrzygnięte, jeśli rozpędzony Lewis Hamilton będzie kontynuował swoją serię zwycięstw.
Hammer time dla Bottasa
Lewis Hamilton wygrał trzy ostatnie wyścigi i w tej chwili jest na najlepszej drodze do totalnej dominacji. Rzut oka na tabelę wystarczy, by zrozumieć, że już tylko jeden kierowca może go powstrzymać. Valtteri Bottas w zeszłym roku nie mógł walczyć z Hamiltonem na torze Paul Ricard, bowiem już na pierwszym zakręcie staranował go Sebastian Vettel. W tym roku jednak po prostu musi podjąć rękawicę i wygrać.
Ostatnie dwa wyścigi były dla Bottasa fatalne. W Monako miał pecha, ale weekend w Kanadzie był katastrofą. Jeśli chce walczyć o mistrzostwo, takie wpadki nie mogą mu się przydarzać. Lewis ma już 29 punktów przewagi i jest na fali wznoszącej. W lipcu F1 pojawi się w Wielkiej Brytanii, gdzie Lewis jest zawsze faworytem. Do tego momentu Bottas ma dwa wyścigi, na Paul Ricard i na Red Bull Ringu, żeby odzyskać szanse na mistrzostwo. To może być dla nigo rozstrzygający moment. Jeśli Fin tych wyścigów nie wygra, w Silverstone Lewis może pozbawić wszystkich jakichkolwiek złudzeń.
Konkurenci bliżej Mercedesa, ale ciągle z tyłu
Bottas musi dotrzymywać kroku Lewisowi także dlatego, że konkurenci są coraz bliżej, co Fin bardzo boleśnie odczuł w Kanadzie. Max Verstappen jeździ w tym sezonie bezbłędnie i w poprzednich dwóch wyścigach potrafił dotrzymywać Bottasowi kroku, a Honda przywozi do Francji nową specyfikację silnika. To już trzecia specyfikacja w tym sezonie. Honda wprowadza ją wyjątkowo wcześnie, ale Japończycy nie chcą tracić czasu i usprawniają silnik najszybciej jak mogą. Dodatkowa moc, może być istotna w kilku najbliższych wyścigach. Przewaga Mercedesa w tym sezonie wynika z wielu czynników, nie, tak jak dawniej bywało, z ogromnej przewagi mocy. Nawet małe poprawki mogą zmienić samochód Red Bulla w znacznie bardziej konkurencyjną maszynę.
Kierowcy Ferrari też są coraz groźniejsi. Sebastian Vettel, po tym co stało się w Kanadzie, jest z pewnością żądny rewanżu, a Charles Leclerc był w zeszłym roku bardzo szybki na Paul Ricard. Powinien czuć się tam świetnie, nie tylko z powodu bliskości rodzinnych stron. We Francji ważna jest moc silnika, więc teoretycznie Ferrari, tak jak w Kanadzie, może liczyć na nawiązanie walki z Mercedesem, jednak nie należy się na to nastawiać.
Mimo obecności prostych odcinków, charakter toru jest nieco inny niż tego w Kanadzie. To nie jest tor typu start-stop. Mamy tu kręte odcinki, które sprawiają, że charakterystyka toru przypomina raczej Barcelonę. A tam, jak pamiętamy najlepiej radził sobie Mercedes. Ferrari liczy jednak na ulepszenia aerodynamiki, które mają poprawić szybkość w zakrętach
Postępy konkurencji są widoczne, ale nie muszą przełożyć się na wyniki. Hamilton w obecnej formie nie potrzebuje dużej przewagi sprzętu, by dominować. Nadzieje Ferrari i Red Bulla mogą więc szybko się rozwiać.
Renault chce odrodzić się w domowym wyścigu
Po bardzo słabym początku sezonu, Renault ma szanse zatrzeć złe wrażenie dobrym wynikiem w swoim domowym wyścigu. Dobry wynik w przypadku tego zespołu oznaczałby wyjście na czwarte miejsce w klasyfikacji konstruktorów i pokazanie, że są w stanie zmniejszyć dystans do Red Bulla. Czy to może się udać? Zespół już wielokrotnie zawodził oczekiwania, ale w Kanadzie kierowcy Renault po raz pierwszy nawiązali walkę z czołówką, a na Francję przygotowany jest potężny zestaw poprawek. Jeśli zadziałają, Renault powinno zdystansować konkurentów ze środka stawki, ale taki nowy pakiet może czasem spowodować problemy, o czym niedawno przekonał się zespół Racing Point.
Wyścig z pewnością będzie bardzo ważny dla dalszej atmosfery wokół zespołu, która do czasu Grand Prix Kanady, była delikatnie mówiąc nie najlepsza. Wyniki były bardzo poniżej oczekiwań i zespół, głównie z powodu obaw o niezawodność, nie umiał wydobyć pełnego potencjału z samochodu.
Po Grand Prix Kanady pojawiła się nowa nadzieja. Wyścig w Montrealu pokazał też, że Daniel Ricciardo coraz bardziej przyzwyczaja się do nowego samochodu. Australijczyk znowu powraca do swojego normalnego poziomu pewności siebie, co przekłada się na prędkość i pozwala liczyć na firmowe manewry wyprzedzania. To może być kluczowa dobra informacja dla Renault.
Powstrzymać francuski zespół będzie chciał McLaren. Po bardzo pechowym wyścigu w Kanadzie w Woking musiano czuć, że McLaren oddał Renault bez walki punkty, które były w zasięgu jego kierowców. Zespół Carlosa Sainza i Lando Norrisa nadal zajmuje czwarte miejsce w klasyfikacji, już tylko dwa punkty przed Renault. Czy oba zespoły stoczą z sobą bezpośrednią walkę w pierwszej dziesiątce? Środek stawki jest (na szczęście) nadal zbyt nieprzewidywalny, by mieć taką pewność.
Lokalni kierowcy pod presją
Niestety dla francuskich kibiców Pierre Gasly i Romain Grosjean w tym roku zawodzą, pozostając w cieniu swoich zespołowych kolegów. Dla Grosjeana to kolejny rok z bardzo pechowym początkiem sezonu. Romain jest prześladowany przez pecha i w efekcie ma na koncie zaledwie dwa punkty, w porównaniu z dwunastoma jego partnera zespołowego, Kevina Magnussena. Gasly na tle perfekcyjnego Verstappena wypada również jak dotąd bardzo słabo. Ostatni wyścig w Kanadzie był dla niego wyjątkowo nieudany, kiedy spadł z piątego miejsca na starcie na ósme, dając się pokonać obu zawodnikom Renault.
Domowy wyścig to idealne miejsce, by się przełamać, jednak obaj kierowcy nie mają miłych wspomnień z zeszłorocznego Grand Prix Francji. Obaj nie zdobyli punktów, a Gasly rozbił się już na pierwszym okrążeniu. Podobnie słaby występ w tym roku znacznie osłabiłby ich pozycję, a powoli zaczyna się okres, kiedy teamy zaczynają rozglądać się za nowymi kierowcami na następny sezon.
Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.