Sezon Formuły 1 jeszcze nigdy nie zaczynał się tak późno. Ostatni raz w sezonie 1966 zaczynał się w Europie. Wtedy zaczynał się w Monako, którego to Grand Prix nie ma w kalendarzu po raz pierwszy od 1955 roku. Ten sezon będzie zupełnie inny niż to do czego F1 nas przyzwyczaiła. Czy będzie tak też pod względem sportowym? Grand Prix Austrii da pierwsze odpowiedzi.
Od zimowych testów minęły długie cztery miesiące. O ile na początku pandemii F1 udała się na przymusowe wakacje, to w ostatnich tygodniach pracowano intensywnie, by jak najlepiej przygotować samochody i jak najbardziej rozwinąć je w porównaniu z wersjami z marca. Dlatego na podstawie testów trudno jednoznacznie wnioskować o kolejności w stawce. Poprzez zupełnie inny zestaw wyścigów, ten sezon będzie też miał zupełnie inną dynamikę niż poprzednie. Zaczynamy od toru, na którym w zeszłym roku Mercedes zaczął mieć problemy. Gdyby zeszłoroczny sezon zaczął się dopiero w Austrii, Max Verstappen i Charles Leclerc byliby dla Lewisa Hamiltona znacznie większym zagrożeniem.
Czy czarny Mercedes będzie dominował?
Newsem ostatniego tygodnia jest czarny Mercedes, które to malowanie ma podkreślać zaangażowanie firmy w walkę z rasizmem, bardzo istotną dla Lewisa Hamiltona. Czy przemalowanie samochodu na inny kolor naprawdę pomoże w walce z rasizmem? Miejmy nadzieje, że choć trochę. Dla niektórych odstąpienie Mercedesa od tradycyjnego srebra może być kontrowersyjne, ale trzeba przyznać, że samochód wygląda lepiej niż jakikolwiek Mercedes z ostatnich lat. Możliwe, że właśnie zobaczyliśmy maszynę, która przejdzie do historii jako najbardziej ikoniczny samochód Hamiltona, który właśnie w czarnym Mercedesie pobije rekordy Michaela Schumachera. Ten rok ma być dla zespołu rekordowym siódmym mistrzostwem z rzędu.
Testy w Barcelonie znów pokazały siłę Mercedesa. Srebrne samochody były najszybsze, a poza tym zespół zaskoczył innowacyjnym systemem DAS. Jedyną rysą na tym idealnym obrazie były większe niż w poprzednich latach problemy z niezawodnością. Dobrą informacją dla Mercedesa w Austrii są znacznie niższe temperatury niż rok temu, kiedy w upale srebrne strzały zupełnie sobie nie poradziły.
Poza całkiem licznym fanklubem Lewisa, chyba nikt nie ma ochoty na kolejny sezon jego absolutnej dominacji. Lepiej dla Formuły 1 byłoby gdyby ktoś rzucił mu w tym roku wyzwanie. W Austrii może to być jego partner z zespołu Valtteri Bottas, który zawsze jest tu bardzo szybki, ale w przekroju całego sezonu, w zgodnej opinii ekspertów i oczywiście holenderskich fanów, tym kimś ma być Max Verstappen. Te nadzieje nie są bezpodstawne.
Czy Max wygra po raz trzeci?
Red Bull wyglądał w testach najlepiej od lat, a nowy silnik Hondy, który pojawi się w Austrii, w niczym już nie przypomina tego, z którym kiedyś musiał męczyć się Fernando Alonso. Są duże szanse, że w tym roku kierowcy Red Bulla w końcu będą dysponować samochodem zdolnym do zwycięstw już od początku sezonu. Zwłaszcza, że sezon zaczyna się od dwóch wyścigów w Austrii, a następnie jednego na Węgrzech. Verstappen w Austrii wygrał już dwa razy z rzędu, na Węgrzech w zeszłym roku do zwycięstwa nie zabrakło mu wiele. Max w pierwszych trzech wyścigach powalczy o zwycięstwa. Czas w końcu stanąć do walki o mistrzostwo.
Verstappen jest już bardzo doświadczonym zawodnikiem i zdecydowanym liderem zespołu, którego jego partner Alex Albon powinien wspierać. Gdy Max debiutował w F1, wielu było przekonanych, że zostanie najmłodszym mistrzem w historii, ale w tym roku ma już ostatnią szansę, by pobić ten rekord. Jeśli Red Bull od początku będzie konkurencyjny, to może dać im szansę na mistrzostwo, a kibicom na pasjonującą walkę Lewis kontra Max, którą widzieliśmy w przeszłości kilka razy, ale zdecydowanie chcielibyśmy więcej.
Kłopoty Ferrari
Ferrari nie przywozi do Austrii żadnych nowych części, za to zapowiada spore zmiany w samochodzie na Węgrzech. Sam team przyznaje, że ma problemy z konstrukcją, która kompletnie zawiodła w testach. Od 2015 roku Ferrari regularnie wykręcało najszybsze czasy podczas zimowych przygotowań, choć potem podczas sezonu zawsze następowało rozczarowanie. W tym roku włoski zespół rozczarował już podczas testów, prezentując bardzo przeciętne czasy, tłumacząc to zmianą filozofii projektowania samochodu. Spadek formy Ferrari najłatwiej wyjaśnia brak mocy silnika, który zaczął doskwierać od czasu gdy po Grand Prix Meksyku FIA doprecyzowała regulacje, które, zdaniem rywali, włoski zespół wcześniej łamał, zapewniając sobie większą moc na prostych. Ta teoria zyskała dodatkowe potwierdzenie, kiedy pod koniec testów FIA niespodziewanie poinformowała o ugodzie z Ferrari, która ma pozostać tajemnicą. Zbulwersowało to inne zespoły (oprócz tych z silnikami Ferrari), które zagroziły pozwami. Byłby to w padoku z pewnością temat numer jeden podczas weekendu w Melbourne, gdyby nie pojawił się koronawirus.
Od tamtego czasu w obozie Ferrari wydarzyło się wiele, a najważniejszą rzeczą była niewątpliwie informacja o odejściu Sebastiana Vettela, po zakończeniu sezonu. Ustawia to dynamikę w, i tak zawsze rozpolitykowanym, Ferrari w interesujący sposób. To Leclerc jest teraz najważniejszy dla teamu, a Vettel schodzi na plan dalszy, ale z drugiej strony absolutnie nie ma powodu, by słuchać zespołowych poleceń i dać się zepchnąć do roli kierowcy numer dwa. Po raz pierwszy od bardzo dawna, to nie na Sebastianie, ale na jego zespołowym partnerze będzie ciążyła większa presja. To może być dla czterokrotnego mistrza świata idealna okazja, by się odbudować. Rywalizacja Vettel – Leclerc będzie z pewnością pasjonująca, jednak najprawdopodobniej nie będzie to walka o zwycięstwa. Przynajmniej nie podczas pierwszych wyścigów w Austrii.
Co pokaże różowy Mercedes?
Większość teamów z poza czołówki niczym specjalnie podczas testów nie zaskoczyła. Jest to związane z faktem, że większość teamów była już skoncentrowana na sezonie 2021, kiedy miały wejść nowe regulacje, i samochody na sezon 2020 były po prostu ewolucją zeszłorocznych. Jeden zespół jednak wyłamał się i zaskoczył wszystkich. Gdyby kierować się czasami z testów, można by dojść do wniosku, że Racing Point nie tylko zdecydowanie wygrywa w środku stawki, ale dołączyło do trzech najlepszych zespołów, poważnie zagrażając Ferrari.
Jak byli w stanie to osiągnąć? Często mniej wytrawni kibice F1 pytają dlaczego rywale po prostu nie skopiują najlepszego samochodu. Bardziej doświadczeni znawcy wtedy tłumaczą, dlaczego takie rozwiązanie wcale nie jest dobrym pomysłem. By kogoś pokonać, nie można być o parę kroków z tyłu, po prostu kopiując pomysły. Jednak Racing Point wcale nie chce pokonać Mercedesa, tylko McLarena i Renault, które w rozwój swoich koncepcji zainwestowały więcej i rozwijały je płynniej, podczas gdy ostatnie lata w historii zespołu nazywającego się do niedawna Force India były wyjątkowo burzliwe. Podjęto więc decyzję, by po prostu bezwstydnie skopiować zeszłorocznego Mercedesa.
Testy udowodniły, że projekt powiódł się bardzo dobrze i pokazuje to po raz kolejny potencjał drzemiący w Racing Point. Fakt, że koronawirus opóźnił wprowadzenie nowych regulacji o rok, może im zapewnić nie jeden, ale dwa świetne sezony. Ten zespół od lat umie zagrażać faworytom i ich najnowszy na to sposób może być w przyszłości kopiowany przez mniejsze zespoły. Nie brakuje zresztą podobnych przykładów z przeszłości, jak Ligier z sezonu 1995, czy Sauber z sezonu 2004. Samochody zespołu Haas w ostatnich latach też wykazywały regularnie spore podobieństwo do konstrukcji Ferrari.
Dla kibiców F1 odrodzenie Racing Point może oznaczać, że wreszcie zniknie ogromna przepaść między czołówką a środkiem stawki i przynajmniej na niektórych torach, co najmniej jeden zespół zdoła powalczyć z czołową trójką. Byłaby to świetna wiadomość, nie tylko dla meksykańskich kibiców. Sergio Perez na pewno zasługuje w końcu na samochód godny swojego talentu. Problemem dla zespołu może być fakt, że jest to zupełnie inna konstrukcja niż poprzednie, co może czasem utrudniać znalezienie optymalnych ustawień.
W środku stawki znów będzie blisko
Poza Racing Point inne zespoły środka stawki niczym nie zaskoczyły, ale też nie miały problemów podczas testów, co powinno zapewnić wyrównaną walkę. McLaren zdaje się zmierzać ze swoim samochodem powoli, ale konsekwentnie w kierunku czołówki. Alpha Tauri wygląda co najmniej tak samo solidnie jak zeszłoroczne Toro Rosso. W Renault zmieniono nieco koncepcję projektowania samochodu, jeśli chodzi o aerodynamikę i może to przynieść pozytywne skutki, ale ten zespół przede wszystkim skupiał się na zrobieniu dużego kroku naprzód w sezonie 2021, co w związku z pandemią i odłożeniu zmiany regulacji na sezon 2022, postawiło ich w trudnej sytuacji, ale póki co również prezentowali się solidnie
Interesująco będą wyglądały pojedynki między kierowcami. Renault z pewnością postawi teraz na Estebana Ocona, ale Francuz nie będzie miał łatwo, gdyż po powrocie do F1, jako partnera ma niezwykle szybkiego Daniela Ricciardo, który ma zapewnioną przyszłość w McLarenie i w porównaniu z poprzednimi sezonami nie ciąży na nim żadna presja. Podobny problem ma w McLarenie Lando Norris, od którego będzie się oczekiwać przełożenia ogromnego potencjału na lepsze wyniki w porównaniu z perfekcyjnym ostatnio Carlosem Sainzem.
Czy Williams znowu będzie konkurencyjny?
Wiosną George Russell stał się gwiazdą wirtualnych wyścigów. O nowym Williamsie można na pewno powiedzieć, że jest o niebo lepszy od poprzedniego, ale czy to wystarczy? Po odejściu głównego sponsora tuż przed rozpoczęciem sezonu i wystawieniu teamu na sprzedaż są w bardzo trudnej sytuacji i muszą udowodnić swoją wartość. Ich samochód to tak naprawdę konstrukcja, którą Williams powinien był przedstawić rok temu, by być konkurencyjny. Przez ten rok rywale nie próżnowali. Prawie wszyscy. Haas jest w podobnej sytuacji, po sezonie męczenia się z nieudanym samochodem, a przyszłość zespołu również jest pod znakiem zapytania. Konsekwencja i nie poddawanie się mimo porażek, są kluczowe w F1, ale Gene Haas już wspominał o tym, że kolejny sezon niepowodzeń podda w wątpliwość sens zaangażowania w F1. Te dwa teamy prawdopodobnie również w tym roku będą autsajderami, a również Alfa Romeo nie wygląda obecnie zbyt silnie. Może więc Williams nawiąże walkę przynajmniej z tymi dwoma zespołami. O punkty jednak będzie trudno.
Z dystansem
Cała otoczka wokół wyścigów znacznie zmieni się w tym sezonie. Duży nacisk będzie położony na utrzymywanie bezpiecznego dystansu, więc szczególnie celebrowanie zwycięstw bardzo się zmieni. Także padok będzie wyglądał zupełnie inaczej. Teamy będą trzymały się z daleka od siebie i zarówno w padoku jak i na polach startowych przed wyścigiem zniknie charakterystyczny tłok. Dodając do tego puste trybuny, składa się to na dość ponury obraz. Pocieszyć kibiców może tylko jakość samego ścigania. Miejmy nadzieję, że tak się stanie.
Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.