Często po zakończeniu weekendu wyścigowego, kierowcy, którym nie powiodło się w wyścigu, chcieliby mieć szansę na powtórkę, ale na następny wyścig na tym torze trzeba czekać cały rok i wtedy układ sił w F1 jest już zupełnie inny. Teraz jednak, po raz pierwszy w historii F1, ci którym się nie powiodło, będą mieli szansę na rehabilitację już tydzień później. A tych, którzy po Grand Prix Austrii czują niedosyt, jest naprawdę dużo. Grand Prix Styrii może więc być zupełnie innym wyścigiem niż ten sprzed tygodnia.
Problemy z niezawodnością
Podczas pierwszego wyścigu okazało się, że długa przerwa nie podziałała dobrze ani na zawodników, ani zespoły. Widzieliśmy więc problemy z hamulcami, silnikami, skrzyniami biegów, oponami, zawieszeniem, elektryką a nawet proste błędy wielokrotnych mistrzów świata. Z pewnością ma to związek z rekordowo długą przerwą od ścigania, ale z wyścigu na wyścig problemów powinno być mniej.
Podczas otwarcia sezonu problemy miał jednak prawie każdy zespół i nie ominęły one także Mercedesa. Team przyznał już, że usterka, która spowolniła jego kierowców w wyścigu była nieprzypadkowa, tylko wynikają z wrodzonych wad ich nowej konstrukcji, ale ich sytuacja nadal jest bardzo dobra. Przecież udało im się wygrać nawet pomimo niedomagających samochodów. W sobotę byli klasą dla siebie, co pokazało gigantyczny potencjał. W Austrii temperatury powinny być tym razem nieco niższe niż tydzień temu podczas wyścigu, niewykluczony jest też deszcz, który ograniczyłby z pewnością jeżdżenie po tarkach, które okazuje się często na tym torze niebezpieczne dla samochodów. Mercedes nadal jest zdecydowanym faworytem, choć Red Bull, który tydzień temu nie zdobył punktów, jest gotowy do rewanżu.
Bottas faworytem
Bilans Valtteriego Bottasa w Austrii to jak dotąd trzy pole position, każde zamienione na zwycięstwo i w sumie pięć finiszy na podium. Wyniki Bottasa na Red Bull Ringu są w ostatnich latach po prostu lepsze niż Lewisa Hamiltona i to on będzie faworytem, choć z drugiej strony jeszcze nigdy w F1 nie udało mu się wygrać dwóch wyścigów z rzędu. To dla niego doskonała okazja by przełamać tę barierę. Biorąc pod uwagę zaledwie czwarte miejsce Hamiltona w pierwszym wyścigu, jeśli Fin wygra ponownie, sześciokrotny mistrz świata będzie miał problem.
Lewis wygrał tu tylko raz i chce się zrehabilitować po prostych błędach, jakimi było zignorowanie żółtej flagi w kwalifikacjach i wjechanie w Alexandra Albona w wyścigu. O tym drugim zdarzeniu Lewis powiedział, że według niego był to zwykły incydent wyścigowy.
Warto przypomnieć, że niemal równo dwa lata wcześniej w Silverstone Kimi Raikkonen dostał 10 sekund kary (czyli więcej niż teraz Hamilton) za obrócenie Hamiltona podczas podobnego incydentu, ale mającego miejsce w tłoku na pierwszym okrążeniu. Lewis ocenił wtedy tę karę jako śmiesznie małą, wobec faktu, że Kimi pozbawił go zwycięstwa. Insynuował też, że Kimi zrobił to specjalnie. Robił to instynktownie, by wywrzeć presję na Ferrari.
Red Bull teraz też nie powinien tracić okazji i wywrzeć presję na sędziów, by baczniej przyjrzeli się ryzykownym manewrom Hamiltona, który, miejmy nadzieję, jeszcze nie raz w tym sezonie będzie miał okazje walczyć koło w koło, z którymś z Red Bulli. Zderzenie z Albonem sprawiło w każdym razie, że temperatura emocjonalna rywalizacji Mercedes Red Bull, od początku sezonu jest bardzo wysoka.
Falstart Vettela
Sebastian Vettel miał szansę na nowy początek, ale wracając po rekordowo długiej przerwie zimowej pokazał kontynuacje problemów, do których przyzwyczaił w poprzednich dwóch sezonach. Podczas gdy Leclerc dał zespołowi nadzieję świetnym występem, Niemiec obrócił się (który to już raz) i winę zrzucił na źle prowadzący się samochód.
W sytuacji, gdy Vettel nie jest już numerem jeden zespołu, z powodu mniejszej presji, Niemiec mógłby się odrodzić, niczym Pierre Gasly w Toro Rosso. Jednak wygląda na to, że o ile Seb przywykł do walki pod dużą presja o najwyższe cele, sytuacja, gdy został zwolniony z Ferrari za słabe wyniki, jest dla niego nowa i może odbierać mu nieco pewności siebie, wpływając na jego formę bardzo negatywnie.
Głównym problemem Ferrari jest jednak samochód. Świetna postawa Leclerca w pierwszym wyścigu nie powinna przyćmić faktu, że są Ferrari jest teraz na poziomie Racing Point i McLarena. Niewątpliwie są w stanie ulepszyć samochód, ale wobec ograniczeń wprowadzonych w tym sezonie mogą to być tylko ulepszenia aerodynamiczne, a samochód do końca następnego sezonu fundamentalnie pozostanie taki sam. Grand Prix Styrii pokaże, czy ich poprawki istotnie poprawiają tempo.
Mamy więc praktycznie zagwarantowane dwa sezony ciekawej walki między Ferrari, Racing Point, McLarenem, Renault, a może też Alpha Tauri, od przyszłego roku z udziałem Fernando Alonso. Ferrari pozostaje w tej walce faworytem, ale na zagrożenie Mercedesowi szans nie widać. Sprawia to, że jedynym teamem, który może przez następne dwa sezony powalczyć ze srebrnymi, czy raczej czarnymi, strzałami, jest Red Bull.
Red Bull musi się podnieść
Po Grand Prix Austrii było wielu kierowców, którzy nieco szczęśliwie uzyskali lepszy wynik niż mogli się tego spodziewać. Główny powód, to absencja Red Bulla w punktowanej dziesiątce. Oba samochody poza punktami to coś, co zespołowi nie zdarzyło się od pamiętnej kraksy Daniela Ricciardo i Maxa Verstappena w Azerbejdżanie. Poprzednio brak punktów w pierwszym wyścigu sezonu przydarzył im się w 2009 roku.
Jak na złość spotkało ich to właśnie teraz, w sezonie kiedy, po raz pierwszy od dawna, są zdecydowanie drugą siłą w F1. W związku z tym kluczowe jest wykorzystywanie potknięć Mercedesa i właśnie to mogli zrobić w Grand Prix Austrii, gdzie obaj ich kierowcy mieli realna szansę na zwycięstwo. Szczególnie w Albon otrzymał od Hamiltona okrutny cios i z pewnością będzie chciał rewanżu. Cały team nie ma nic do stracenia i należy spodziewać się po nich agresji i gry o wszystko. Sezon może się okazać krótki i każda zmarnowana szansa ma ogromne konsekwencje. Z Mercedesem trzeba wygrywać, dopóki nie upora się ze swoimi problemami. Ciekawe, czy Red Bull znów postawi na alternatywną taktykę, z twardszą mieszanka na początku i jak tym razem zareaguje na to Mercedes.
Racing Point i Renault nie pokazały jeszcze swojego potencjału.
Racing Point było podczas Grand Prix Austrii trzecią siłą, ale nie wykorzystało swojego potencjału. Częściowo przez świetne występy Leclerca i Lando Norrisa, ale głównie przez awarie i błędy taktyczne. Wyścig okazał się w każdym razie sporym zawodem, bo możliwe podium przeszło im koło nosa. Dla zespołu kluczowe jest wykorzystanie swojej przewagi na początku sezonu. McLareny i Ferrari jak na razie nie różnią się za bardzo od tego co widzieliśmy na testach, ale wkrótce ruszą na dobre z rozwojem swoich samochodów i Racing Point może być trudno dotrzymać im kroku. Renault również nie pokazało w pełni swojego potencjału przez awarię Ricciardo i słaby występ Estebana Ocona w kwalifikacjach. Młody Francuz z pewnością będzie bardzo starał się poprawić swoje tempo w kolejnych wyścigach.
Trójka autsajderów
Robert Kubica wsiądzie podczas pierwszego treningu do samochodu Alfa Romeo i niestety znowu może być rozczarowany swoim tempem. Alfa Romeo to samochód, którym w pierwszym wyścigu Kimi Raikkonen nie potrafił wyjść z Q3. Tym samym szwajcarsko-włoski zespół dołączył do Williamsa i Haasa na końcu stawki. Te trzy, zmagające się z problemami teamy mogą się tam zadomowić przez najbliższe dwa lata, czy raczej półtora roku, jakie pozostały do wejścia nowych regulacji. Pozytywne jest to, że są obecnie między nimi małe różnice, tak więc zaciętą walkę będziemy oglądać także na końcu stawki.
Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.