Max Verstappen i Red Bull zaskoczyli wszystkich wygraną w Grand Prix 70-lecia. Pytanie czy był to jednorazowy wyskok, czy przełom, po którym Red Bull zacznie regularnie zagrażać Mercedesowi. Po Grand Prix Hiszpanii będziemy wiedzieć więcej.
Hamilton zmierza po mistrzostwo
Podczas otwierającego sezon Grand Prix Austrii Red Bull zdobył zero punktów, mimo że miał autentyczną szansę na zdobycie ich maksymalnej ilości i podwójne zwycięstwo. Gdyby wtedy udało się wykorzystać tę szansę i gdyby podczas Grand Prix Wielkiej Brytanii pod koniec wyścigu nie skierowano by Maxa do boksu, dziś, po niespodziewanym zwycięstwie w Grand Prix 70-lecia, Max Verstappen miałby na koncie prawdopodobnie trzy zwycięstwa i byłby pretendentem do tytułu. Tak się jednak nie stało i Lewis Hamilton ma nad Verstappenem 30, a nad swoim partnerem zespołowym Valtterim Bottasem aż 34 punkty przewagi. Oznacza to, że w Hiszpanii nie straci prowadzenia w klasyfikacji, nawet jeśli nie dojedzie do mety.
Niezależnie od ostatniej porażki z Verstappenem, Hamiltonowi udało mu się po raz kolejny pokonać Bottasa i w efekcie, mimo porażki, był to kolejny krok na drodze do mistrzostwa. Rywalom pozostaje tylko liczyć na jakieś wpadki i pecha Anglika podczas następnych wyścigów. Nawet wtedy jednak musi poprawić się też forma rywali. O ile Bottas ma pod sobą świetny samochód. Red Bull Verstappena jednak nie był dotąd dostatecznie dobry, by dać mu szansę na zwycięstwo w całym sezonie.
Red Bull znowu ma szansę
Red Bull, który zawsze słynął z umiejętności znacznego udoskonalania samochodu w trakcie sezonu, musi pokazać, że umie wycisnąć ze swojej konstrukcji maksymalny potencjał, tak aby zacząć zagrażać Mercedesowi regularnie. Przed ostatnim wyścigiem tego potencjału nie udawało się wydobyć i Red Bull musi zrozumieć dlaczego.
W Silverstone Red Bullowi pomogły wysokie temperatury i wybranie przez Pirelli bardziej miękkiego zestawu opon. W Barcelonie Pirelli powraca do twardszego zestawu mieszanek, znanego z pierwszego wyścigu w Silverstone, jednak szansą dla Red Bulla może być nietypowa dla Grand Prix Hiszpanii pora roku.
O ile każdy z kierowców zrobił na torze w Barcelonie tysiące kilometrów podczas testów, żadne z tych kilometrów, nie zostały zrobione w środku lata. To sprawia, że zachowanie opon w tych warunkach, będzie kluczowe. Red Bull słynie z doskonałych taktycznych wyborów i jeśli tym razem również znowu połączą doskonałą taktykę z perfekcyjnym zarządzaniem oponami, mogą mieć szansę. Mercedes z kolei często miewa z tym problem, zwłaszcza podczas wyścigów rozgrywanych w wysokich temperaturach. To szansa dla Red Bulla, nie tylko dla Maxa, ale również dla Alexa Albona, który ciągle czeka na swoje pierwsze podium i ma z Hamiltonem rachunki do wyrównania.
Nie zapominajmy jednak jak silny jest Mercedes. Toto Wolff i Lewis Hamilton są ludźmi o bardzo wyśrubowanych standardach. Tylko zwycięstwo jest dla nich akceptowalnym wynikiem. Dlatego porażka w drugim wyścigu w Silverstone z pewnością podziała na cały zespół Mercedesa mobilizująco i w Brackley pałają żądzą rewanżu.
Wysoka temperatura także za kulisami
W tygodniu poprzedzającym wyścig najciekawsze rzeczy działy się za kulisami, po tym jak werdykt w sprawie Racing Point, który nie zadowolił żadnej ze stron sporu, wywołał prawdziwą polityczną burzę, W efekcie pod znakiem zapytania zostało postawione podpisanie kolejnej umowy Concorde. Chodzi o umowę, którą teamy podpisują co kilka lat i zawsze dochodzi przy okazji do politycznej przepychanki. Zakulisowe rozgrywki z pewnością będą zajmowały szefów i właścicieli zespołów także podczas weekendu w Barcelonie. Stawką jest nie tylko rywalizacja w tym sezonie, ale też przyszłość Formuły 1 i to na ile pozostaje ona serią, w której ścigają się niezależni konstruktorzy.
Powrót Pereza
Sergio Perez powraca w Barcelonie do samochodu Racing Point i będzie pod presją, by pokazać dobry występ. Jak na razie pokazał bojowe nastawienie, krytykując dziennikarzy zarzucających mu nieodpowiedzialność i podkreślając, że nie złamał żadnych procedur. Pod jego nieobecność Nico Hulkenberg wykorzystał swoją szansę i przypomniał wszystkim, jak dobrym jest kierowcą. Tym samym Perezowi, który, bardzo możliwe, będzie musiał niedługo szukać nowego pracodawcy, wyrósł groźny konkurent. Szkoda tylko, że tak świetni kierowcy nie będą rywalizowali o miejsca w czołowych teamach, które zostały już pozajmowane. Oczywiście jeśli Perez rzeczywiście straci swoje miejsce w teamie na rzecz Sebastiana Vettela.
Vettel na dnie
Najbardziej ironiczny w całej historii domniemanych negocjacji Vettela z Lawrencem Strollem, na temat przyszłorocznych startów w jego zespole, jest fakt, że, gdyby patrzeć wyłącznie na jego wyniki w tym sezonie, Vettel nie wygląda na kogoś, kto mógłby chociażby dorównać Perezowi. Seb oczywiście nie musi nikomu udowadniać swojej klasy, ale jest obecnie w największym dołku w swojej karierze.
Od dna można się odbić i nie wykluczone, że to właśnie Vettel zrobi w Hiszpanii, ale jak dotąd, gdy wydaje się, że teraz może już być tylko lepiej, sytuacja Sebastiana się pogarsza.
Po niezłym występie na Węgrzech dwa weekendy na Silverstone były dla Vettela kompletną katastrofą. Była awaria samochodu w treningach, obrócenie samochodu w wyścigu, krytykowanie teamu przez radio, ale przede wszystkim po prostu słabe tempo. W Silverstone team postawił na mały docisk i obaj kierowcy zareagowali zupełnie inaczej. Charles Leclerc jechał świetnie, sprawiając wrażenie, że uzyskuje lepsze wyniki niż potencjał samochodu, Vettel czuł się niepewnie i kompletnie nie potrafił znaleźć przyczyny swoich problemów. Charles jest teraz liderem, który ciągnie zespół do przodu. Seb sam potrzebuje wsparcia teamu, ale ten jest coraz bardziej skupiony na Leclercu.
W Barcelonie Vettel dostanie nowy samochód, co może spowodować przełom, ale może być też sposobem w jaki zespół pokaże, że to nie samochód jest tutaj problemem. Jeśli nic się nie zmieni, Vettelowi trudno będzie dotrwać w tej sytuacji do końca sezonu, bez zrujnowania swojej reputacji.
Czy Sainz powróci do formy w domowym wyścigu?
Carlosa Sainza co prawda nie będą tym razem wspierać z trybun rzesze hiszpańskich kibiców, ale z pewnością liczy na to, że w Barcelonie w końcu przełamie tegorocznego pecha i pokaże jazdę, jaką zapamiętaliśmy z zeszłego sezonu, a przede wszystkim w końcu wywalczy satysfakcjonujący wynik. Problemem może być jednak rosnąca w siłę konkurencja. McLaren, głównie dzięki świetnym występom Lando Norrisa, zdystansował rywali w pierwszych wyścigach, ale od tego czasu Racing Point pokazuje coraz mocniej swoją siłę, przebudziło się też Renault. W środku stawki na pewno nadal będzie bardzo ciekawie. Oby było tak też w czołówce.
Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.