To będzie bardzo nietypowe Grand Prix Włoch. Chyba nigdzie indziej puste trybuny nie będą wyglądały tak dziwnie i nienaturalnie. Może to robić na włoskich fanach F1 przygnębiające wrażenie, ale nie tak przygnębiające jak ostatnie wyniki Ferrari.
Wyjątkowy tor
Monza to żywy pomnik włoskiej pasji do wyścigów, miejsce historyczne, ale jest wyjątkowy także poprzez układ toru. Pętla składająca się niemal wyłącznie z bardzo długich prostych i ostrych dohamowań wymusza wyjątkowe pakiety aerodynamiczne. Wyjątkowe są też kwalifikacje, podczas których kluczowe jest używanie cienia aerodynamicznego poprzedzającego zawodnika. Nikt nie chce mieć przed sobą pustego toru, co prowadzi czasem do absurdalnych sytuacji, jak rok temu w Q3. Nie wiadomo czy w tym roku również dojdzie do dziwnych sytuacji w kwalifikacjach, ale wiadomo, że wyścig będzie wyglądał zupełnie inaczej niż rok temu.
Zły sen tifosich
W Monza zawsze w centrum zainteresowania jest Ferrari. Z powodu tysięcy tifosich na trybunach, a także, w ostatnich latach, z powodu niezwykle prestiżowej walki z Mercedesem na torze, która w końcu rok temu zakończyła się zwycięstwem Ferrari. W tym roku jest jednak zupełnie inaczej. Na trybunach zamiast fanatycznych fanów zasiądzie jedynie 250 lekarzy i pielęgniarek, zasłużonych w walce z pandemią. Na torze natomiast Ferrari nie ma nie tylko żadnych szans z Mercedesem, ale w ogóle szanse na punkty wydają się małe.
Podczas poprzedniego weekendu w Belgii kierowcy Ferrari z trudem wyszli z Q1 i finiszowali za Alfa Romeo Kimiego Raikkonena. Ferrari było znacznie wolniejsze niż w zeszłym roku, podczas gdy wszystkie inne teamy, łącznie z korzystającymi z ich silników Alfa Romeo i Haasem, zrobiły postęp. Część problemów w wyścigu wynikało z tego, że samochód został ustawiony na deszczową pogodę, ale nie zrobiono by tak, gdyby w teamie nie wiedziano, że liczenie na deszcz to jedyna szansa na punkty.
Tak źle jeszcze nie było, a w Monza może być gorzej. Zespół przygotował specjalny pakiet aerodynamiczny, ale to może tylko nieco poprawić i tak fatalną sytuacje, jaką jest brak mocy na najszybszym torze w kalendarzu. Nie chodzi jednak tylko o silnik. Ferrari wydaje się mieć problemy praktycznie na każdym poziomie. Jedyne co w teamie obecnie nie zawodzi to Charles Leclerc.
Postawienie na prawdopodobnie nie do końca legalne rozwiązania, zapewniające dużą moc silnika, sprawiło po pierwsze, że rywale zostali zmuszeni do bardzo intensywnej pracy nad swoimi jednostkami, a po drugie, że Ferrari w tym czasie rozwijało swój samochód w oparciu o najsilniejszy silnik w stawce. Gdy regulacje zostały doprecyzowane, Ferrari znalazło się z najsłabszym silnikiem w stawce i samochodem zaprojektowanym według zupełnie nieadekwatnej do nowej sytuacji filozofii.
Kiedy potrzebna była radykalna zmiana, podejmowano złe decyzje i teraz konsekwencją tych zaniechań prawdopodobnie będzie dalszy spadek w dół stawki, który z powodu homologacyjnych ograniczeń, może nie zatrzymać się do końca przyszłego roku. Dopiero zmiana regulacji będzie szansą odbicia się od dna.
Tifosi nie mogą przyjść na tor i nie wiadomo czy będą mieli ochotę oglądać w telewizji upokorzenie Ferrari, podczas gdy Lewis Hamilton stoi przed szansą pobicia rekordu Michaela Schumachera i wygrania na Monzy po raz szósty.
Czy najnowsza zmiana przepisów zaszkodzi Mercedesowi?
We Włoszech po raz pierwszy nie można będzie używać specjalnych ustawień silnika w kwalifikacjach, co w teorii powinno zaszkodzić Mercedesowi. Dla Red Bulla powinno być to szansą, by nawiązać walkę także w kwalifikacjach.
Jest to ewidentna próba przerwania nudnej dominacji Mercedesa, która powiedzie się tylko wtedy, jeśli da Red Bullowi szansę na regularne starty z pierwszego rzędu. Jest tu w grze wiele zmiennych i decyzja jest obarczona ryzykiem. Jeśli Red Bull nie będzie w stanie wykorzystać tej sytuacji w kwalifikacjach, Mercedesy w wyścigach, w których nie można będzie zmieniać ustawień silnika, mogą być równie silne, a nawet silniejsze, a jedynym efektem zmiany może okazać się utrudnienie wyprzedzania.
Gdyby jednak Red Bullowi udało się nawiązać walkę w kwalifikacjach na tak szybkim torze jak Monza, byłaby to świetna wiadomość dla kibiców, także w kontekście przyszłego sezonu. Red Bull jednak musi też oglądać się za siebie, bo Grand Prix Belgii pokazało, że pojawił się niespodziewany konkurent.
Tatuaż Abiteboula
Charles Leclerc nadal zajmuje piąte miejsce w klasyfikacji kierowców, mając tyle samo punktów co Lando Norris. Obaj zaliczyli świetny początek sezonu i zdobyli więcej punktów niż sugerowałyby możliwości ich samochodów. Jednak teraz do głosu dochodzą konkurenci z Racing Point i Renault i te pozycje są mocno zagrożone.
W Monza z tych dwóch zespołów lepiej powinien wyglądać Renault. W Spa Daniel Ricciardo przypomniał się kibicom swoim najszybszym okrążeniem i świetnym występem w kwalifikacjach, po dość bezbarwnym okresie we francuskim teamie. W Monza mogą być znów trzecim najsilniejszym zespołem, a może także rzucą wyzwanie Red Bullowi. Max Verstappen oczywiście nie chciałby tego, ale z drugiej strony może w końcu nie będzie się nudzić przez cały wyścig. Pojedynek ze starym rywalem z zespołu z pewnością nieco by go rozerwał.
Renault od ostatniego powrotu do F1 jeszcze nie było tak silne i Cyril Abiteboul ma coraz większe szanse przegrać (czy to można nazwać przegraną?) zakład z Danielem Ricciardo i, jeśli Renault wywalczy podium, zrobić sobie tatuaż.
Koniec ery
Monza to ostatni wyścig, w którym Williamsa prowadzić będzie Claire Williams. Po tym weekendzie rodzina Williamsa nie będzie już zaangażowana w kierowanie zespołem, któremu dała imię. To wiadomość z dzisiaj i fakt, że niektórzy od dawna się tego spodziewali, nie umniejsza tego jak niezwykle ważne jest to wydarzenie dla historii F1. Z pewnością przejdzie ono do historii. Albo jako początek odrodzenia zespołu, albo jego końca.
Frank Williams to legenda. Pierwsze kroki w F1 stawiał w latach sześćdziesiątych. Latach kiedy skrzydła, czy nawet pasy bezpieczeństwa były w samochodach F1 nowością. Postać Franka Williamsa zapewniała ciągłość i przypominała o romantycznej przeszłości. Wszystko jednak się kiedyś kończy i Claire Williams, która kiedyś objęła szefostwo zespołu, właśnie po to by podtrzymywać spuściznę rodziny, teraz wycofuje się i robi to prawdopodobnie z tych samych pobudek. Uratować spuściznę Williamsa może tylko sukces sportowy.
Claire Williams, która z pewnością w przeszłości popełniła kilka błędów, zrobiła dużo by podźwignąć zespół z kryzysu i zapewnić mu przetrwanie. Nie wycofała się w kryzysie, tylko pracowała ciężko by go przezwyciężyć i udało jej się uratować zespół. Pokazała na czym polega wyścigowy etos rodziny Williams i może odejść z podniesionym czołem. Co będzie dalej? Miejmy nadzieję, że tak jak kiedyś w przypadku zespołów McLarena i Brabhama, nowi właściciele poprowadzą jeszcze Williamsa do zwycięstw. Póki co jednak idealnym pożegnaniem Claire i Franka byłoby zdobycie na Monza pierwszych punktów w tym sezonie. George Russell na pewno na nie zasłużył. Będzie jednak o to trudno, bo Williamsa też dotknie, jako korzystającego z silników Mercedesa, zakaz specjalnych ustawień silnika. Jeśli jednak samochód będzie dobrze wyglądał od strony aerodynamicznej, w wyścigu z pewnością zrobią wszystko, co się da, by sprawić niespodziankę.
Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.