W sezonie 2021 Formuła 1 liczy na stopniowy powrót do przed pandemicznej rzeczywistości. Rekordowa ilość wyścigów to znak, że pandemia nie powstrzymała F1 w rozwoju. Kibice liczą jednak na coś jeszcze. Na koniec dominacji Mercedesa.
Uzasadnione nadzieje kibiców
Kiedy w sezonie 2014 Mercedes kompletnie zdystansował wszystkich konkurentów, zaczęła się w F1 era bezprecedensowej dominacji. Podczas gdy Mercedes zaliczał kolejne zwycięstwa z regularnością perfekcyjnie zaprojektowanej maszyny, inne zespoły przechodziły kryzysy. Momentami zagrażało mu Ferrari, ale ostatecznie zawsze Mercedes tryumfował. W tej chwili Mercedes i Hamilton, mają już na koncie siedem tytułów. W ostatnim sezonie zespół Toto Wolffa był silniejszy niż kiedykolwiek, ale w miarę upływu sezonu, z roku na rok coraz bardziej wyrównana stawka, stopniowo doganiała dominujące Mercedesy. A Max Verstappen w ostatnim wyścigu w Abu Zabi, odniósł zasłużone zwycięstwo, pokonując obu kierowców niemieckiego teamu. Dał tym samym kibicom nadzieję, że może w końcu, w kolejnym sezonie stanie się pretendentem do tytułu. Dotychczas podobne nadzieje, zawsze były niszczone przez perfekcję Mercedesa. Tym razem jednak może być inaczej. Możliwe, że w końcu doczekamy się powrotu bardziej nieprzewidywalnej Formuły 1.
Po testach w Bahrajnie zanosi się na koniec Formuły 1 dwóch prędkości. W ostatnich latach trzy zespoły zdominowały podium. W ostatnim sezonie zaczęło się to zmieniać, po kryzysie w Ferrari, ale nadal pierwszy stopień podium był niemal przejęty na własność przez Lewisa Hamiltona. Po kilku sezonach w miarę stabilnych regulacji, w 2020 roku widać było, że różnice między samochodami się zmniejszają. Pojawienie się w zeszłym roku różowego Mercedesa Racing Point zasypało nieco przepaść między czołówką i środkiem stawki. Z powodu bardzo ograniczonych możliwości rozwoju samochodów, spowodowanych pocovidowymi obostrzeniami, mającymi na celu oszczędności, stawka powinna się jeszcze bardziej zacieśnić. Wobec problemów Mercedesa i postępów McLarena konkurencja staje się coraz bardziej wyrównana także w czołówce i podział na czołowe teamy i środek stawki może zupełnie zniknąć. McLaren, Aston Martin, Ferrari, Alpine, to zespoły, które mają za sobą trudne momenty, ale wszystkie są teraz na trajektorii wznoszącej. Do F1 wraca Fernando Alonso, wielu czołowych kierowców debiutuje w nowych zespołach. Wiele zapowiada, że sezon 2021 może być jednym z klasyków.
Kto najlepiej przystosował się do zmienionych przepisów?
Przygotowania do sezonu były wyjątkowe. Po raz pierwszy były tylko trzy dni testowe, a pierwszy z nich został zakłócony przez burze piaskową. Tak ograniczony czas to spory problem dla każdego zespołu, który napotkał na testach problemy.
Przepisy aerodynamiczne nieco się zmieniły, by spowolnić samochody, których tempo zaczęło przekraczać możliwości opon Pirelli. Nowe przepisy dotyczące podłogi samochodu ingerują w ważny element pakietu aerodynamicznego i dostosowanie się do nich nie jest prostym zadaniem. Każdy z teamów ze wszystkich sił stara się zminimalizować straty, nerwowo oglądając się na swoich rywali. Czołowe teamy jak Mercedes, Red Bull i McLaren ukrywały przed testami najistotniejsze miejsca swojej podłogi, żeby nie ułatwiać zadania konkurentom. W tym wyścigu liczy się każdy ułamek sekundy, szczególnie w tym roku.
W tej sytuacji decydująca może okazać się moc silnika. Honda i Ferrari zaprezentowały silniki, po których spodziewali się bardzo wiele i wszystko wskazuje na to, że także pod względem silników, różnice są mniejsze niż wcześniej.
Kluczowym pytaniem jest to, która filozofia ustawiania samochodu lepiej sprawdzi się przy nowych przepisach projektowania podłogi. Red Bull to filozofia mocno nachylonego podwozia, Mercedes płasko przylegał do asfaltu. Po testach wydaje się, że nachylona podłoga to teraz lepszy pomysł, co powinno sprzyjać Red Bullowi.
Moc i aerodynamika to nie wszystko, znaczenie ma też przewidywalne zachowanie samochodu w zakrętach, które daje kierowcy pewność, że może cisnąć na sto procent. Innym czynnikiem jest zarządzanie oponami. Mieszanki są w tym sezonie nowe i zespoły nie mają już prawa wyboru ilości poszczególnych kompletów. Na testach Mercedes miał spore problemy z zachowaniem samochodu, a problemy z oponami zdarzały się ekipie Hamiltona w przeszłości.
Mercedes – Czy to już kryzys, czy tylko przejściowe problemy?
Mercedesy nadal pozostają czarne, choć na pokrywie silnika pojawiło się z powrotem nieco srebrnego. Ta część malowania kompletnie wydaje się nie pasować do reszty samochodu i dlatego nowa kreacja Mercedesa nie wygląda na pierwszy rzut oka tak dobrze wizualnie jak zeszłoroczna. A co jeśli chodzi o osiągi? Wybrzuszenie na pokrywie silnika, ukrywające nową jednostkę Mercedesa, oraz całkowicie zasłonięty podczas prezentacji samochodu fragment podłogi, to obrazy, które z pewnością spędzały sen z powiek konkurentów. Mercedes jak dotąd zawsze był o pół kroku przed wszystkimi i nie było żadnego powodu, by myśleć, że w tym roku będzie inaczej. W zeszłym sezonie zaprezentowali, zakazany w tym roku, system DAS, teraz można było spodziewać się kolejnych innowacji. Jednak to co działo się podczas testów pokazało dotychczas niepokonany team z zupełnie nieznanej strony.
Podczas testów Mercedes skompletował najmniej kilometrów, a Lewis Hamilton zwiedzał pobocza częściej niż jakikolwiek inny kierowca. To coś czego nie widziano od lat. Problemy Mercedesa były widoczne dla wszystkich. Samochód nie prowadził się dobrze i miał gorsze tempo wyścigowe od Red Bulli. Nowa filozofia projektowania podłogi okazała się dla Mercedesa wyzwaniem. Raczej nikt nie ma wątpliwości, że Mercedes przezwycięży w końcu te kłopoty, pytanie tylko jak szybko mu się to uda? Czy już przed pierwszym wyścigiem? Jeśli nie, słabszy początek sezonu może postawić ich w trudnej sytuacji. Perfekcyjne prowadzenie samochodu było jak dotąd ich największym atutem. Niestabilny tył samochodu sprawia, że go tracą. Nadzieją dla konkurencji jest to, że Mercedes po raz pierwszy zderza się z ograniczeniami jeśli chodzi o budżet i możliwości rozwoju samochodu. W takich warunkach, przy jednoczesnej pracy nad przyszłorocznym samochodem, ich powrót do formy może trwać nieco dłużej.
W tej nowej sytuacji ciekawe jak będzie wyglądała dynamika między kierowcami. Valtteri Bottas po raz kolejny zapowiada walkę o mistrzostwo, jednak z każdym sezonem coraz mniej osób traktuje te deklaracje poważnie. Kiedyś podobne deklaracje składał przed każdym sezonem David Coulthard w czasach gdy jeździł w McLarenie, a nawet Rubens Barrichello w czasach swoich startów w Ferrari. Obaj byli świetnymi kierowcami, jednak słabszymi od genialnych zespołowych partnerów. Tak samo jest z Bottasem. Fin w Mercedesie wygrał 9 wyścigów przez 4 sezony. Mercedes w każdym z tych sezonów, a zwłaszcza przez ostatnie dwa, dominował. Hamilton w każdym sezonie od 2014 roku wygrywał 9 lub więcej wyścigów. Te liczby pozwalają Brytyjczykowi na duży spokój. Jego pozycja numeru jeden jest już mocno ugruntowana, niezależnie od deklaracji zespołu.
Z drugiej strony Bottas doskonale wie, że to jego ostatnia szansa na mistrzostwo. George Russel jest już gotowy, by go zastąpić i wiele wskazuje na to, że to jego ostatni rok w Mercedesie. Dotychczas Fin utrzymywał swoją pozycję w teamie, dzięki byciu graczem zespołowym, który umożliwia harmonijną pracę teamu. Teraz to już nie wystarczy. Mając alternatywę w postaci Russela, Mercedes musi stawiać mu teraz inne wymagania. Bottas musi udowodnić, że może być następcą Hamiltona. Kimś, kto, nawet jeśli nie jest tak szybki jak Anglik, jest szybki wystarczająco, by po odejściu Lewisa, móc wygrywać dla zespołu mistrzostwa. W sytuacji gdy Mercedes już tak nie dominuje, jest to jeszcze trudniejsze zadanie. Jeśli Bottas nie jest kimś takim, oczywistym wyborem wydaje się być Russel.
Valtteri musi więc być teraz samolubny i zamiast być graczem zespołowym, podjąć wyzwanie i zaatakować Hamiltona tak agresywnie, jak robił to kiedyś Nico Rosberg. Nie ma już naprawdę nic do stracenia. To może być problem dla Mercedesa, bo w tym sezonie Lewis może potrzebować wsparcia kolegi z zespołu bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Red Bull – Czy tym razem spełnią nadzieje?
Problemem Red Bulla od lat był fakt, że Max Verstappen potrafił walczyć z Mercedesem, ale zwykle dopiero pod koniec sezonu, kiedy losy mistrzostwa były już dawno rozstrzygnięte. Na początku roku zazwyczaj samochód Red Bulla nie pokazywał pełnego potencjału, a zespół udoskonalał go w trakcie sezonu. Do pewnego stopnia tak było także w sezonie 2020, ale należy pamiętać, że w pierwszych wyścigach także byli zagrożeniem, a Verstappen wygrał nie tylko w Abu Zabi, ale też w Silverstone.
Zespół miał w poprzednim sezonie problemy, które przeszkodziły w pełnej realizacji potencjału. Samochód był trudny w prowadzeniu, awaryjny, ale też bardzo szybki. W tym sezonie ma być w końcu zupełnie inaczej. W Red Bullu wiedziano, że zespół może zyskać więcej niż inni na fakcie, że tegoroczne konstrukcje są ewolucją zeszłorocznych. Dzięki temu w końcu zaczynają sezon perfekcyjnie dopracowanym samochodem. Był czas, by pozbyć się zeszłorocznych problemów.
Atutem Red Bulla ma być też silnik Hondy, która w swoim ostatnim sezonie w F1 chce mieć poczucie, że zrealizowała potencjał swojego programu silnikowego w stu procentach i dostarczyć w końcu Red Bullowi silnik umożliwiający walkę o mistrzostwo.
Na przedsezonowych testach Red Bull wyglądał w końcu bardzo dobrze. Ich czasy były świetne, kierowcy przejechali dużo kilometrów i nie napotkali żadnych poważnych trudności. Samochód sprawiał dodatkowo wrażenie łatwego w prowadzeniu, zwłaszcza w porównaniu z zeszłym rokiem. To wszystko sprawia, że Red Bull zaczyna sezon jeśli nie w roli faworyta, to przynajmniej równego konkurenta dla Mercedesa.
Największym znakiem zapytania jest Sergio Perez. Jak szybko zrozumie nowy samochód tak, żeby w pełni wykorzystać jego potencjał i jak mocno będzie w stanie naciskać Maxa Verstappena, gdy już to zrobi? Jak dotąd Meksykanin wyróżniał się świetnym tempem wyścigowym, także wtedy, gdy potrafił wykorzystać alternatywną strategię, dobrze zarządzając oponami. W Red Bullu liczą na to, że będzie umiał zaprezentować te umiejętności także w zupełnie innym niż dotąd samochodzie. Jeśli tak się stanie, będzie to ogromny atut Red Bulla w walce z Mercedesem.
McLaren – Czy to już jeden z czołowych teamów?
Drugim zespołem, który błyszczał na testach, był McLaren. Podstawowym pytaniem w przypadku McLarena, było pytanie o to jak wpłynie na samochód zainstalowanie silnika Mercedesa i czy nie spowoduje ono jakichś nieoczekiwanych problemów. Dostosowanie starej konstrukcji do nowego silnika nie jest łatwa rzeczą, ale po testach wydaje się, że McLaren wykonał zadanie. Samochód prezentował się świetnie. Mimo przejechania stosunkowo małej ilości kilometrów, testy przebiegły całkowicie bezproblemowo.
Teoretycznie włożenie silnika Mercedesa do samochodu, który osiągnął trzecie miejsce wśród konstruktorów z silnikiem Renault, powinno gwarantować trzecie miejsce również w następnym sezonie. Nie musi być to jednak oczywiste. McLaren powinien zbliżyć się bardziej do Mercedesa, ale musi też oglądać się na goniących go rywali. Zeszłoroczne wyniki to zasługa perfekcyjnie pracującego teamu i dwóch bardzo dobrych kierowców, sam samochód jednak nie był tak konkurencyjny jak ten konkurentów z Racing Point. Teraz jednak wobec problemów Mercedesa i Astona Martina, McLaren na samym początku sezonu może być trzecią, a może nawet drugą za Red Bullem siłą w F1. Ich dodatkowym atutem jest pomysłowy dyfuzor, którego skopiowanie zajmie rywalom trochę czasu. Kluczowe jest wykorzystanie tego momentu, bo dwa wspomniane zespoły z pewnością szybko się odbudują.
Duet kierowców McLarena zapowiada się na wesoły i dostarczający niezliczonych memów bromance. Ale czy rzeczywiście tak będzie? Daniel Ricciardo i Lando Norris to nie tylko sympatyczni uśmiechnięci ludzie, ale też niezwykle szybcy i zdeterminowani kierowcy. W tej relacji mogą pojawić się spięcia.
Aston Martin – Duży potencjał i duże problemy
Podobnie jak Red Bull, Aston Martin to zespół, który ma poczucie ogromnej szansy przystępując do sezonu 2021. Zeszłoroczny "różowy Mercedes" był atutem, który nie został w pełni wykorzystany. Punkty stracone w wyniku protestów, obaj kierowcy przechodzący Covid, awarie, to niektóre z problemów, które sprawiły, że nie wywalczyli należnego im trzeciego miejsca wśród konstruktorów. Podstawowym pytaniem było, czy przewaga wynikająca ze skopiowania Mercedesa będzie chwilowa i rywale szybko odrobią straty, czy Racing Point będzie w stanie uczynić kopię Mercedesa podstawą dalszego rozwoju.
Pieniądze Astona Martina i przyjście Sebastiana Vettela sugerowały, że zespół może zrobić spory krok do przodu i nowa konstrukcja z tylnym zawieszeniem Mercedesa z zeszłego sezonu, zdawała się to potwierdzać. Jako jedyni zainwestowali tokeny w nowe podwozie. Testy jednak nie potwierdziły potencjału. Problemy techniczne sprawiły, że tylko Mercedes przejechał mniej kilometrów niż Aston Martin. To bardzo zła wiadomość głównie dla Vettela, który bardzo potrzebował testowych kilometrów a przejechał ich najmniej z etatowych kierowców. Wydaje się, że Aston Martin nie zrealizował testowego programu i to może przełożyć się bardzo negatywnie na pewno na pierwszy weekend wyścigowy, a pewnie też na resztę sezonu.
Wobec tego jak ciasno jest w środku stawki, takie, nawet przejściowe, problemy mogą sprawić, że zawodnikom trudno będzie awansować do Q3 w pierwszych wyścigach, co wyglądałoby fatalnie. Jedynym wyjściem jest zachowanie spokoju i ciężka praca. Samochód ma potencjał na walkę z McLarenem o trzecie miejsce w klasyfikacji, pytanie tylko czy tym razem uda się go wykorzystać.
Paradoksalnie, biorąc pod uwagę, że jeden z nich to czterokrotny mistrz świata, znakiem zapytania są kierowcy. Vettel musi zdawać sobie sprawę, jak bardzo potrzebuje dobrych wyników w tym roku, by uratować swoją reputację. Wyniki w ostatnim sezonie w Ferrari były naprawdę fatalne, ale nie odzwierciedlały całej prawdy.
Niemiec już raz był w podobnej sytuacji. W sezonie 2014 Daniel Ricciardo pokonał go w Red Bullu, Vettel odszedł do Ferrari i natychmiast zaczął znowu wygrywać. Wtedy jednak od początku Ferrari świetnie wyglądało w przedsezonowych testach. Teraz Vettel zaczął testy od awarii skrzyni biegów, która mocno ograniczyła jego program. Może to sprawić, że upłynie trochę więcej czasu zanim nauczy się nowego samochodu i spowolnić rozwój nowej konstrukcji.
Sergio Perez rozmawiając z dziennikarzami po wyścigu w Abu Zabi, komentując przegraną z McLarenem w klasyfikacji konstruktorów, stwierdził, że to pokazuje jak ważne jest, by mieć dwóch dobrych kierowców. Nie trudno domyślić się co miał na myśli. Lance Stroll zawiódł w zeszłym sezonie, ale z drugiej strony pokazał też potencjał. Z jednej strony zmarnował trzy szanse na wygraną (Włochy, Turcja, Sakhir), z drugiej strony, naprawdę mógł wygrać trzy wyścigi! Ten sezon dla Lance’a będzie bardzo ważny. Po zeszłorocznych doświadczeniach ma szansę zrobić duży krok do przodu. Wiele wskazuje na to, że będzie bliżej Vettela niż był Pereza. Jeśli uda mu się wykorzystać problemy Sebastiana i pokonać go w pierwszych wyścigach, będzie to bardzo ważne dla jego pozycji w zespole.
Alpine – Nowy początek
Esteban Ocon naprawdę nie ma szczęścia. Po tym jak został zdominowany przez Daniela Ricciardo, teraz jego partnerem zostanie Fernando Alonso, człowiek słynący z niszczenia karier swoich zespołowych partnerów, chyba bardziej niż ktokolwiek inny. Nawet tacy kierowcy jak Felipe Massa czy Kimi Raikkonen, wyglądali bardzo słabo na jego tle. Ocon może mieć nadzieje, że z wiekiem Alonso stracił nieco szybkości, ale szefowie Alpine z pewnością liczą na coś przeciwnego.
Alonso ma 39 lat. Podczas swojej dwuletniej przerwy od F1, mimo porażki w Indy 500 pokazał, że nadal umie wygrywać. Jednak nie wróciłby do Alpine, gdyby nie odejście Ricciardo do McLarena. Alonso i Alpine to typowe małżeństwo z rozsądku. Obie strony w pewnym momencie zdały sobie sprawę, że nie mają zbyt wielu innych opcji. Jednak dla obu stron to szansa na przekreślenie trudnej przeszłości i początek nowej historii. Alonso dostał tym samym już raczej na pewno ostatnią szansę w F1 i z pewnością wyciśnie z niej 100%, ale niestety znów trafia do teamu, który znalazł się w trudnym momencie.
Zacinająca się transmisja z prezentacji bolidu, na której nieobecny był, dochodzący do siebie po wypadku na rowerze, Alonso, to trochę symbol tego co dzieje się w teamie. Dzieje się dużo i nie do końca wiadomo, czy to początek czegoś nowego i ekscytującego, czy po prostu chaos. Nikt, poza, miejmy nadzieje, samymi zainteresowanymi, nie wie chyba na czym polega podział obowiązków między Davide Brivio i Marcinem Budkowskim, którzy zarządzają teamem po odejściu Cyrila Abiteboula.
Nowa konstrukcja Alpine oparta jest na podwoziu, które ma już dwa lata, ale zespół postawił na innowacje w tylnej części pojazdu. W efekcie wygląd nowego samochodu zwrócił uwagę wszystkich, przywołując porównania do, nazywanego niebieskim czajnikiem, Ligiera z 1976 roku. Zmniejszenie bocznych wlotów powietrza, kosztem niezwykle masywnego teraz wlotu powietrza za głową kierowcy, ma zdaniem zespołu sens, bo aerodynamiczne zalety rekompensują podwyższenie środka ciężkości. Czy ten pomysł zostanie podchwycony przez inne teamy, czy okaże się ślepą uliczką? Przyszłość pokaże.
Nawet jeśli nowa konstrukcja Alpine okaże się udana, nie ma zbyt wielu powodów, by wierzyć, że zespół będzie w tym roku bardziej konkurencyjny niż Renault w sezonie 2020. Głównym powodem jest siła konkurencji. Alpine może stracić kolejne pozycje w klasyfikacji, bo Ferrari i AlphaTauri powinny zrobić spory postęp. To będzie raczej dla zespołu kolejny (który to już?) rok "przejściowy". Powinni skupić się szybko na sezonie 2022. Pytanie tylko czy zespół, w którym ma miejsce tyle zmian, będzie w stanie od razu optymalnie pracować.
Ferrari – Długa droga z powrotem
Po fatalnym sezonie 2020 Ferrari znajduje się w rzadkiej dla siebie roli zespołu środka stawki. Z najmłodszym składem kierowców od 1968 roku. To początek, możliwe że bardzo długiej, drogi z powrotem na szczyt.
Mattia Binotto nie został zwolniony po najgorszym sezonie od czterech dekad i może być raczej spokojny o swoja posadę w sezonie 2021. Ten rok to przede wszystkim przygotowanie do sezonu 2022. Ma być po prostu lepszy od poprzedniego, co nie jest wysoko zawieszoną poprzeczką. Jednak jeśli wyniki będą równie słabe jak rok temu, szybko może pojawić się nerwowość. Ferrari bardzo potrzebuje teraz spokoju i przestrzeni, by złapać oddech i spokojnie pracować nad długoterminowym planem powrotu. Włoskie media jednak nie słyną z wyrozumiałości i tifosi z pewnością nie zaakceptują tak słabych wyników jak rok temu. Zespół wykonał spora pracę, by poprawić jak tylko się da fundamentalnie wadliwy samochód z poprzedniego sezonu, ale kluczem do uruchomienia jego potencjału zawsze była moc silnika. I to właśnie jest największa nadzieja Ferrari, nowy silnik, zapowiadany jako ogromny krok do przodu. Kluczem do sezonu Ferrari jest to na ile te zapowiedzi znajdą pokrycie w rzeczywistości.
Drugi atut Ferrari to Carlos Sainz. Hiszpan już jednemu zespołowi pomógł wrócić do formy, teraz to samo ma zrobić w Ferrari. Pytanie jak wypadnie na tle Charlesa Leclerca. W powszechnym mniemaniu Ferrari spodziewa się, że przypadnie mu rola nieformalnego kierowcy numer dwa, ale Carlos wcale nie jest na tę rolę skazany. Leclerc również miał odgrywać drugoplanową rolę wobec Vettela, ale szybko udowodnił, że zasługuje na więcej. Polecenia zespołowe mają sens, gdy walczy się o mistrzostwo, a to Ferrari raczej w tym roku nie grozi. Sainz ma więc autentyczną szansę na równe traktowanie.
Sainz ma powody, żeby być pewny siebie, ale może być mocno zaskoczony. Leclerc to w końcu ktoś, kto zupełnie zdominował czterokrotnego mistrza świata. Gerhard Berger też był kiedyś pewny siebie, gdy przychodził do McLarena. Jak dotąd zawsze pokonywał zespołowych partnerów. Potem jednak napotkał na swojej drodze Ayrtona Sennę. Bycie partnerem Leclerca może okazać się równie trudne jak bycie partnerem Hamiltona czy Verstappena, bo to tego samego kalibru kierowca.
Ferrari powinno przynajmniej zostawić w tym sezonie za sobą koszmar związany z zawstydzającym brakiem mocy. Jednak, jak było to widać na przykładzie McLarena w sezonie 2018, po rozwiązaniu problemu z mocą silnika, czasem się okazuje, że to nie był jedyny problem.
AlphaTauri – Czy to będzie niespodzianka sezonu?
AlphaTauri to największa niespodzianka testów. Bardzo możliwe, że to będzie zespół, który zrobi największy postęp ze wszystkich. Samochód bardzo dobrze prezentował się na testach, a zastosowane w nim nowe rozwiązania pokazują, że zespół przestaje być juniorskim teamem Red Bulla i zaczyna pretendować do bycia na tym samym poziomie co siostrzany team. Przy nowych ograniczeniach budżetowych mogą liczyć na bardziej porównywalne finansowanie i dlatego ich rola będzie rosła. Chcą w tym sezonie potwierdzić, że na to zasługują.
Ponieważ pozostali debiutanci z zespołu Haas raczej nie będą dysponować konkurencyjnym samochodem, debiutantem, który budzi największe zainteresowanie, jest Yuki Tsunoda. Z kolei Pierre Gasly przejął rolę doświadczonego lidera zespołu. Od Gasly’ego oczekuje się kolejnego świetnego sezonu, od Tsunody nie oczekuje się jeszcze regularności, ale na pewno szybkości i testy pokazały, że raczej nie zawiedzie tych oczekiwań.
O ile inne zespoły można podejrzewać o ukrywanie swojego potencjału, AlphaTauri z pewnością nie bało się odkryć kart i pod koniec testu Tsunoda wycisnął za nowej konstrukcji wszystko co się dało. Dlatego prawdziwe tempo samochodów AlphaTauri może być nieco gorsze, ale i tak powinno wystarczyć, by co najmniej powalczyć z Ferrari i Alpine.
Alfa Romeo – Siła stabilizacji
O tym teamie mówiło się najmniej podczas testów, mimo świetnej postawy zespołu, który przejechał najwięcej kilometrów, tyle samo co AlphaTauri. Są powody, dla których sytuacja w Alfa Romeo nie wzbudza zainteresowania. W zespole wiele się nie zmieniło. Nazwa, szefostwo zespołu, kierowcy, tu nie ma żadnych zmian. Pochwały zebrało za to nowe malowanie samochodu.
Nikt nie spodziewa się też zmian w pozycji zespołu. Jednak wzmocniony nowym silnikiem Ferrari i nowym nosem samochód powinien być znacznie szybszy. Alfa Romeo może mieć nadzieję na dogonienie środka stawki. Mogą zdobyć więcej punktów niż w zeszłym sezonie, ale wątpliwe czy pomoże im to poprawić pozycję w klasyfikacji.
W przypadku Kimiego Raikkonena trudno być czegokolwiek pewnym, jednak wiele wskazuje na to, że to będzie jego ostatni sezon w F1. Antonio Giovinazzi bardzo chciałby w sporcie pozostać, ale to nie będzie łatwe. Spora grupa utalentowanych juniorów Ferrari czeka na swoja kolejkę i Antonio musi udowodnić w tym roku, że potrafi ustabilizować formę i przekonująco pokonać Raikkonena w przekroju sezonu. Presja na nim jest duża i musi sobie z nią poradzić.
Haas – Inwestycja w przyszłość
Nikita Mazepin stał się tematem kontrowersji jeszcze pod koniec zeszłego sezonu. Rosjanin do całego katalogu swoich kontrowersyjnych zachowań, obejmującego między innymi bicie konkurentów po twarzy, dorzucił obmacywanie kobiet i wrzucanie tego na media społecznościowe, zapewniając sobie tym samym tytuł najbardziej znienawidzonego kierowcy F1, jeszcze przed swoim debiutem. Fakt, że Mazepin jest synem rosyjskiego miliardera, który wsparł Haasa finansowo i tym samym zapewnił synowi posadę, jeszcze bardziej napędza jego hejterów.
Kolejnym kontrowersyjnym tematem stało się nowe malowanie, które nawiązuje do rosyjskiej flagi. To kontrowersyjny pomysł na amerykańskim samochodzie, zwłaszcza w sytuacji, w której rosyjscy sportowcy, w tym Mazepin, nie mogą występować pod swoją narodową flagą w związku ze skandalem dopingowym. Negatywne emocje związane z Mazepinem i nowym malowaniem, przyćmiły te pozytywne, związane z powrotem nazwiska Schumacher do F1.
Mick Schumacher ma trudne zadanie. Jego partnerem jest Mazepin, który ma opinie kierowcy, nie zasługującego na miejsce w F1. Mick musi więc go pokonać i to zdecydowanie, jeśli chce być postrzegany jako talent, który kiedyś może znaleźć miejsce w Ferrari. A to może nie być łatwe. Jak dotąd Mick swój pełny potencjał pokazywał dopiero w drugim sezonie w nowej serii wyścigowej. Tak było w Formule 3 i Formule 2. W Formule 1 musi być szybki od razu.
Poza tym w przypadku Haasa nie ma tak naprawdę o czym mówić. Ten sezon jest dla zespołu okresem podnoszenia się po bardzo trudnym okresie i przygotowywania do nowego startu w sezonie 2022. Do tego potrzebne są pieniądze Mazepina. W tym roku wydają się skazani na rolę maruderów, dlatego nie ma dla nich sensu rozwój samochodu. Chcą od razu zacząć pracę nad modelem na następny rok. Jeśli silnik Ferrari rzeczywiście spełni oczekiwania, mogą powalczyć z Williamsem na początku sezonu. Potem samochód będzie coraz mniej konkurencyjny i ich młodzi kierowcy będą najprawdopodobniej mogli już tylko walczyć ze sobą nawzajem.
Williams – Nowa era
To pierwszy sezon, kiedy Williamsem nie zarządza ktoś z rodziny Williams. To początek nowej ery i budowania nowej tożsamości.
Biorąc pod uwagę, że ich bezpośredni konkurenci Alfa Romeo i Haas zyskają sporo na większej mocy nowych silników Ferrari, Williams nie ma łatwego zadania. Dział techniczny będzie już pewnie myślami w 2022 roku, tak samo jak jeden z kierowców. Po przygodzie z Mercedesem, zmotywowanie się do kolejnych 23 wyścigów na końcu stawki, będzie dla George’a Russella bardzo niewdzięcznym zadaniem.
Mimo tych wszystkich zastrzeżeń, pierwszy rzut oka na samochód Williamsa pokazuje ambitne podejście do projektowania nowego samochodu, które udowadnia, że team powoli się odradza. Nie wszystkim spodoba się nowe malowanie samochodu. To już czwarte zupełnie nowe malowanie w ciągu trzech lat. Jest to symbol problemów i kryzysu tożsamości, przez jaki przechodzi team. W podobnej sytuacji kilka lat temu był McLaren. Miejmy nadzieje, że również Williams będzie potrafił w końcu się odnaleźć. W tym roku są duże szanse na postęp, ale, podobnie jak w przypadku Alfa Romeo, zmniejszenie dystansu do czołówki nie musi oznaczać poprawy pozycji w klasyfikacji.
Powrót tradycyjnych barw
Kiedy na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych do F1 wszedł sponsoring, wydawało się oczywiste, że era tradycyjnych barw odeszła bezpowrotnie. Przez dziesięciolecia Ferrari było wyjątkiem, trzymając się tradycyjnych czerwonych barw, reszta teamów malowała samochody w barwy sponsorów. Tymczasem w sezonie 2021 mamy, co prawda stosunkowo nową, ale już ikoniczną czerń Mercedesa, poza tym tradycyjną zieleń Astona Martina, tradycyjny niebieski Alpine, tradycyjny pomarańczowy McLarena. Alfa Romeo znacznie lepiej zintegrowała loga Orlenu w swoje własne tradycyjne barwy, podkreślone dodatkowo sporą zieloną koniczynką. Malowanie Red Bulla nie zmienia się już od tylu lat, że można je również uznać za tradycyjne. Nowym trendem w F1 jest to, że barwy samochodu podkreślają tożsamość teamu, a nie jego sponsora. W efekcie Haas, który jako jedyny oddał całe malowanie sponsorowi, został przez fanów skrytykowany za utratę tożsamości.
Nadzieje na dużo dobrego ścigania
Ten rekordowo długi sezon bardzo będzie potrzebował akcji i nieprzewidywalności. Można mieć uzasadnione nadzieję, że nie zabraknie w nim obu tych rzeczy. Stawka będzie najprawdopodobniej najbardziej konkurencyjna od początku ery hybrydowych jednostek. Może być bardzo ciekawie. Kolejność na starcie w Bahrajnie, może być zupełnie inna niż na mecie w Abu Zabi. Mimo ograniczeń aerodynamicznych i rozwojowych, samochody nie będą wolniejsze. Już udało się nadrobić większość strat i bicie rekordów toru będzie najprawdopodobniej możliwe. Co najważniejsze, małe różnice między samochodami sprawią, że najważniejsze staną się umiejętności kierowców. Przy wyrównanej stawce, to nie moc silnika, czy przewaga aerodynamiczna, ale idealne okrążenie kwalifikacyjne, świetny start, czy odważny manewr wyprzedzania, częściej będą tym, co zadecyduje o ostatecznym sukcesie. A to jest przecież właśnie to, co chcemy oglądać.
Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.